Dopiero teraz wyszło na jaw, kto przed trzema laty podpalił dom przy ul. Mielczarskiego 18. Policja złapała sprawców na gorącym uczynku, gdy puścili z dymem kolejny budynek - halę przy ul. Partyzanckiej 8.

Starszy (16-letni) Marcin miał parę sposobów podkładania ognia w domach pabianiczan. Młodszy (14-letni) Michał mu pomagał. Razem podpalali od prawie pięciu lat.

- Marcin J. to piroman. Zapalał świeczkę albo palnik nad butlą gazową. Ogień przenosił w pobliże łatwopalnej części domku i uciekał. Potem spokojnie szedł spać - mówi policjant z zespołu do spraw nieletnich. - Kilka dni później wracał na pogorzelisko, by obejrzeć zgliszcza.

Nieletnich podpalaczy schwytano w grudniu. Przez kilka tygodni rozmawiał z nimi psycholog. Młodszy piroman nabrał do niego zaufania. Z dziecięcym zachwytem opowiadał, jak pięć lat temu podkładali ogień na działkach za starym cmentarzem mariawitów. Chętnie mówił o podpalaniu domków działkowych w okolicy torów kolejowych. Michał L. miał wtedy… 11 lat.

Chłopcy przyznali się do podpalenia kamienicy przy Mielczarskiego. Było tak: w lutym 2002 roku Marcin i Michał zakradli się nocą do domu, gdzie mieszkał ich znajomy. Chcieli go nastraszyć. Na korytarzu znaleźli starą skrzynkę po kartoflach. Zablokowali nią drzwi mieszkania znajomego. Marcin miał pod kurtką plastikową butelkę po oranżadzie, w której przyniósł rozpuszczalnik. Nasączył nim szmaty, podpalił i podłożył pod skrzynkę. Uciekli.

Stara kamienica płonęła bardzo szybko. Była północ. W domu spało 10 osób. Lokatorzy z parteru zdążyli wybiec na ulicę. Ci z pierwszego piętra skakali na strażacki skokochron. Dwóch lokatorów strażacy wynieśli po drabinie. Nie udało się uratować 64-letniej Stefanii M. i 80-letniej Jadwigi S. z poddasza. Obie zmarły od zaczadzenia.

- Choć sprawa podpalenia kamienicy była umorzona, wciąż się nią interesowaliśmy - mówi policjant. - Naszą uwagę zwróciło to, że większość tajemniczych podpaleń zanotowano wokół miejsca zamieszkania dwóch podejrzanych chłopców. Trzy lata temu starszy z nich był przesłuchiwany, ale do niczego się nie przyznał.

Marcin J. od dziesięciu lat powinien siedzieć w placówce resocjalizacyjnej. Ponieważ w okolicy takich nie ma, zamieszkał w domu dziecka - bez krat. Nie miał problemów z ucieczkami. Michał L. mieszkał przy ul. Pomorskiej. Obaj chłopcy zbierali złom. Jeden nauczył się tego od taty, drugi - od brata. Po robocie szli podpalać.

- Teraz mieszkańcy „ich rewiru" mogą spać spokojnie - dodaje policjant.

W zeszłym tygodniu Michała i Marcina zawieziono do Izby Dziecka w Łodzi. W piątek sędzia umieścił ich w domu poprawczym w Ignacewie. Będą tam czekać na proces.

- Choć będą oskarżeni o podwójne morderstwo, kary nie mogą być surowe. Gdy popełniali przestępstwa, nie mieli 15 lat. Dlatego nie wolno ich sądzić jak dorosłych - tłumaczą w komendzie policji. - Prawdopodobnie będą siedzieć w poprawczaku, skąd wyjdą, gdy ukończą 18 lat.