Do Pabianic przyjechał za żoną i dziećmi. Prosto z więzienia, gdzie Kazimierza Filipowicza - żołnierza Armii Krajowej, osadziła władza ludowa. Dowódca oddziału partyzantów na Wołyniu „Kord” walczył z bandami UPA. W naszym mieście po wojnie uczył wychowania fizycznego, organizował obozy sportowe, wycieczki, rajdy. 5 lutego 47 lat temu został pochowany na naszym cmentarzu.

Sympatyczny nauczyciel wychowania fizycznego. Opiekun obozów sportowych, organizator rajdów. Pabianiczanie znali go jako ojca czworga dzieci i męża dyrektorki Szkoły Podstawowej nr 11 Felicji Filipowicz.

- Miałam 20 lat, gdy tata umarł. W domu nie wspominało się czasów okupacji. Żyliśmy normalnie. Ja zapamiętałam tatę jako człowieka, który we mnie bardzo wierzył. Gdy wracałam z egzaminów z uczelni, czekał na przystanku z bukietem kwiatów. A gdybym nie zdała? Zastanawiałam się czasami – wspomina ojca stomatolog Halina Cessanis, najmłodsza z rodzeństwa.

Był twardy. Nawet rok spędzony w więzieniu go nie złamał. Od razu wrócił na studia, które przerwała wojna. Został magistrem wychowania fizycznego. Drugi raz aresztowali go w 1952 roku. Po donosie wyprowadzili nauczyciela z lekcji wychowania fizycznego w liceum im. Śniadeckiego, na oczach uczniów. Po wyjściu na wolność zmienił szkołę. Przez kolejne 18 lat uczył gimnastyki w szkole zawodowej przy Gdańskiej.

Czym niepozorny nauczyciel z Pabianic naraził się władzy ludowej? Kazimierz Filipowicz to legendarny dowódca partyzantów z Wołynia. Podczas II wojny światowej walczył z Ukraińską Powstańczą Armią i z Niemcami. Wyzwolił Kock spod niewoli hitlerowców. Był żołnierzem Armii Krajowej. Władza ludowa skazała go na 7 lat więzienia.

Chciał uczyć dzieci

Urodził się 19 stycznia 1910 roku w Ożeninie – wiosce koło Ostroga na Wołyniu. Był synem Aleksandra i Józefy z Płotnickich. Jego ojciec w 1914 roku został aresztowany przez władze carskiej Rosji i wysłany na Sybir. Zginął rok później. Matka Kazimierza została sama z trojgiem dzieci. Kazimierz był najstarszy z rodzeństwa. Skończył pięć klas szkoły podstawowej. W 1922 roku wstąpił do Propagandy Nauczycielskiej w Ostrogu, a po 3 latach został przyjęty do Państwowego Seminarium Nauczycielskiego. W 1930 roku uzyskał dyplom nauczyciela i zaczął kierować szkołą w Przekurce. Rok później był już w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty w Śremie. Po dwóch latach wyszedł do cywila i otrzymał nominację na kierownika szkoły w Starej Hucie.

26 grudnia 1935 roku w Lubomlu ożenił się z pabianiczanką Felicją Otylią Wasilewską.

- Mama po skończeniu seminarium nauczycielskiego w wieku 23 lat dostała nakaz pracy na Wołyniu – wyjaśnia Halina Cessanis. - Tam się rodzice poznali.

Młodzi zamieszkali w Borkach. Felicja została kierowniczką szkoły w Czeremosznej Woli, a Kazimierz rozpoczął studia w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie.

Wybuch wojny zaskoczył go na obozie żeglarskim na Mazurach. Choć o to zabiegał, nie otrzymał przydziału do wojska. Wrócił na Wołyń.

Przeżyli pogrom

Pod koniec 1939 roku rozpoczął działalność konspiracyjną, organizując pierwsze trójki konspiracyjne w Nowym Jagodzinie. Od 1941 do 1943 nauczał na tajnych kompletach. Filipowiczowie zostali powiadomieni, że mają być zamordowani przez banderowców. Razem z synem Hubertem uciekli do Lubomla. Potem z polskimi rodzinami przeszli przez Bug.

- Dwa razy ich spalili – przypomina córka Katarzyna Kalinowska.

Rok miała córka Bożenna Szmytke, gdy w 1941 roku rozpoczął działalność konspiracyjną. Został zaprzysiężony jako „Kord”. Od razu wydał rozkaz nieustannego czuwania. W czerwcu 1942 roku polskie wioski na północ od toru kolejowego Luboml-Dorohusk ogarnęły pożary. Felicja była łączniczką.

Jesienią 1942 został mianowany na stanowisko Komendanta Obwodu AK pow. lubomelskiego. Miał za zadanie organizowanie placówek samoobrony w polskich wsiach: w Nowym Jagodzinie, Jagodzinie, Kątach, Ostrówkach, Woli Ostrowieckiej, Rymaczach i Jankowcach. Zaprzysiężonych zostało 300 osób.

„Dysponował tylko dwoma drużynami uzbrojonych, a tu już Niemcy na samochodach w otoczeniu Ukraińców rozpoczęli systematyczne mordowanie ludności polskie. (…) W nocy udało się wraz z dwoma drużynami słabo uzbrojonych i przygotowanych do walki chłopców dotrzeć do wsi Ostrówki. Cała wieś płonie, a ze stodoły słychać jęki pobitych i rannych ludzi. Z tego piekła uratowano sporo ludzi, wielu przewieziono do szpitala w Chełmie” - pisze wspomnienia o ojcu Hubert Filipowicz w pracy magisterskiej w 1978 roku. Jego promotorem na warszawskiej uczelni był prof. Roman Trześniwoski, przyjaciel ojca.

Narodziny „Korda”

Te obrazy go zmieniły. Stał się innym człowiekiem. Zaczął powiększać oddział. Napływali do niego żołnierze, oficerowie, podoficerowie i mściciele pomordowanych rodzin. Najpierw oddział liczył 60 osób. Pierwsze walki stoczyli 9 września 1943 roku w rejonie Bołtuny–Wysock. Po bitwie z Niemcami pod Zapolem przeszli przez pola minowe. Trzech partyzantów zginęło, a „Kord” został ranny. Przez miesiąc nie widział i nie słyszał, a twarz miał poszarpaną przez odłamki. Wyzdrowiał - odzyskał słuch i wzrok.

Felicja urodziła trzecie dziecko w 1943 roku. Katarzyna przyszła na świat w Godziembie. 15 stycznia 1944 roku jego batalion rozpoczął bojowy szlak przez Sztun, lasy mosurskie i lasy szackie. 5 maja „Kord” został ranny w nogę. Jego oddział raz walczył z Niemcami, kolejnego dnia z Ukraińcami. Czasami weszli pod ostrzał wojsk radzieckich, ale z radzieckim partyzantami współpracowali. Dzielili się jedzeniem, korzystali z pomocy lekarzy radzieckich.

Czasami rezygnował z walki ze względu na niemieckie czołgi i lotnictwo. Wiele walk wygrywali, ale straty w ludziach były ogromne. Ich przeciwnikiem była nawet dywizja Hermanna Goeringa.

Z wołyńskich oddziałów leśnych na przełomie lutego i marca 1944 roku powstała Polska Dywizja Partyzancka, 12 kwietnia włączona do 27 Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Liczyła 7.000 żołnierzy i oficerów. Sam batalion 43 Pułku Piechoty kapitana Korda miał 310 żołnierzy. Na początku czerwca przeszedł przez Bug. Najpierw wyzwolili się z oblężenia Niemców, a potem zaatakowali i wyzwolili Kock spod okupacji. Zajęli jeszcze Drozdówkę i Brzostwone.

„Pod Zamłyniem rozbito natarcie niemieckich oddziałów góralskich. Do niewoli wzięli 50 hitlerowców i zdobyli sporo broni, w tym 9 karabinów maszynowych” - wspominał Ryszard Markiewicz Mohort, były zastępca „Korda”.

W tym czasie blisko niego była żona z trojgiem dzieci. Do rodzinnych Pabianic przyjechała po wojnie, gdy męża aresztowali.

- Dostaliśmy mieszkanie na Starym Mieście bez szyb w oknach. Była zima. Mama pozapychała je pierzynami i poduszkami. Było jej ciężko – wspomina córka Halina.

- Mama była skromna, mądra i bardzo pracowita – dodaje córka Bożenna.

--------------

31 sierpnia i 1 września 1943 roku bandy nacjonalistów ukraińskich uderzając w różnych miejscach zniszczyły 6 wsi polskich. Zginęło ponad 1.200 osób. Udało się ewakuować ludność z Nowego Jagodzina. Ale Ostrówek i Wola Ostrowiecka zostały zajęte przez Niemców. Kobiety i dzieci zostały wyprowadzone ze wsi przez żandarmów i rozstrzelane w lesie. Gdy partyzanci dotarli do Ostrówka, udało się im troje rannych wyciągnąć z ogromnego niezasypanego grobu. Takich kilkudziesięcioosobowych grobów naliczyli trzy.

Po kliku dniach urządzili akcje na punkty i siedziska banderowców. Zaskoczyli wroga na tyle, że bandy UPA się wycofały. W okolicy wsi Wysock doszło do bitwy z sotnią „Worona” – dowódcy UPA. „Wron”, jego sztab i kilkudziesięciu banderowców zostało zabitych. W ręce „Korda” wpadła cała kancelaria bandy z danymi personalnymi, mapami, rozkazami.

------------

Skazany, ale nie złamany

Po wejściu wojsk radzieckich jego oddział został rozbrojony. „Korda” aresztowali i osadzili na zamku w Lublinie.

20 grudnia 1945 r. do Pabianic przyszło zawiadomienie od adwokata Kazimierza Krzymowskiego – obrońcy wojskowego, że jej mąż został skazany na 2 lata więzienia. Miał spędzić je w zamku w Lublinie. Tak zdecydował Wojskowy Sąd Okręgu Lubelskiego. Potem przeszedł przez więzienie w Rembertowie k. Warszawy, siedział też w Sieradzu, we Wronkach i w Koronowie k. Bydgoszczy.

- Dostał wyrok 7 lat, ale mama jeździła do Warszawy. Być może była nawet u Bieruta. Ale tatę wypuścili – mówi córka Katarzyna.

Zwolniono go warunkowo 21 listopada 1946 roku. 6 grudnia 1946 r. został wypuszczony do domu. Po roku z więzienia dostał nakaz pracy w Ząbkowicach Śląskich.

Rok później wrócił na studia do Warszawy. Mógł też przyjechać do Pabianic, do żony i dzieci. Zaczął pracę w I Gimnazjum i Liceum im. Śniadeckiego w Pabianicach. W 1952 roku napisał pracę magisterską i ją obronił. Został magistrem wychowania fizycznego. W tym samym roku został aresztowany. Wyprowadzono z lekcji. Do liceum już nie wrócił.

- To był donos ze szkoły na tatę – przypomina córka Katarzyna.

Od września dostał pracę w Zasadniczej Szkole Zawodowej przy ul. Gdańskiej. Tutaj uczył wychowania fizycznego przez 18 lat.

- Mama całe życie poświęciła swoim uczniom. Dla niej szkoła była najważniejsza – mówi córka Katarzyna. - Pamiętam jak wymyśliła sobie, że każda klasa będzie w innym kolorze. I sama malowała te ściany z malarzami.

W domu pojawiali się różni ludzie.

- Przyjeżdżali koledzy z batalionu. Pomagali nam przysyłając jedzenie, ubrania – przypomina.

Ale regularnie przychodziła też Służba Bezpieczeństwa.

- Kilka razy w miesiącu. Siedzieli przez 24 godziny. I kto do nas wszedł, nie mógł już wyjść – dodaje pani Katarzyna.

Jaki był dla dzieci?

- Surowy. Wychowywał twardą ręka. Ale to on nauczył nas jeździć na nartach, pływać, jeździć na łyżwach – wylicza pani Bożenna. - Pisał piękne wiersze. Był romantyczny i bardzo uzdolniony. Rodzice byli bardzo odważni i na lekcjach przemycali prawdę o tym, co stało się w Katyniu, na Wołyniu… Byli bardzo szanowani przez uczniów i ich rodziców.

 

Ostatnia podróż

Latem 1969 roku pojechał na Wołyń. Przeszedł drogę, którą kiedyś pokonał z oddziałem - od Ostroga po Luboml, Jagodzin, Rymacze. Wrócił z tej podróży ciężko chory. Nie chciał nic mówić, ale wspomnienia podziałały na niego druzgocąco.

- Podobno rozpoznali go Ukraińcy, z którymi walczył w czasie wojny. Musiał uciekać – mówi córka.

Po raz trzeci w grudniu 1969 roku został sparaliżowany. Wcześniej chorował na raka krwi. Na końcu nastąpił wylew krwi do mózgu. Zmarł 3 lutego 1970 roku w pabianickim szpitalu. Został pochowany na cmentarzu komunalnym.

Na pogrzeb „Korda” 5 lutego stawili się koledzy z czasów wojny, wychowankowie, uczniowie. Na ręce żony przyszło 50 depesz kondolencyjnych z kraju i z zagranicy. Kilkutysięczny tłum uczestniczył w pogrzebie.

- Tłum szedł jezdnią z kościoła na Starym Mieście na cmentarz. Wyglądało to jak pochód pierwszomajowy – przypomina pani Katarzyna.

- To była manifestacja. Tramwaj nie mógł przejechać – dodaje pani Bożenna.

„Jego pogrzeb to była piękna lekcja wychowania obywatelskiego i patriotycznego dla młodzieży” - mówiła nad trumną Sabina Lachowicz, wicedyrektorka szkoły.

„Uczył nas patriotyzmu, ukochania Ojczyzny, szlachetności, uczciwości i wielkiego poszanowania dla pracy człowieka. (…) Moment aresztowania naszego ukochanego profesora bardzo wstrząsnął młodzieżą naszej szkoły. (…) Płakaliśmy całymi przerwami między lekcjami, a po lekcjach biegliśmy do najbliższego kościoła. (…) Nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego w naszej wolnej Ojczyźnie takich ludzi pozbawia się wolności” - wspominała doktor Alicja Śpionek-Fronczek, jego uczennica.

Historię życia ojca opisał w pracy magisterskiej Hubert Filipowicz. Wzorował się na rozkazach, wspomnieniach ojca. Tak jak ojciec został nauczycielem wychowania fizycznego.

- Chyba trzy lata po śmierci taty wszedł do mieszkania mężczyzna. Był żołnierzem ojca. Przyjechał z Wołynia zapytać, co ma zrobić z wozem pełnym broni, który trzyma w stodole. Rozkazu od ojca nie było. Chciał, by rozkaz wydała mama – wspomina córka Halina.

------------

Odznaczenia: Krzyż Walecznych (1946), Srebrny Krzyż Zasługi (1957), Medal Zwycięstwa i Wolności 1945 (1959), Krzyż Partyzancki (1961), Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari (1964), Srebrny krzyż Zasługi z Mieczami (1965), Krzyż Armii Krajowej (1967).

-----------

Kpt. rez. Kazimierz Filipowicz „Kord” jest patronem Szkoły Podstawowej w Dorohusku, szkół w Jeżyczkach i w Darłowie. W Pabianicach na ścianie budynku Zespołu Szkół nr 3 wisi poświęcona jemu tablica.

-----------

Kilka kartek z kalendarza

30/31 sierpnia 1943: napad nacjonalistów ukraińskich z UPA na wioski polskie: Kąty, Ostrowki, Wolę Ostrowiecką, Jankowce, kol. Czmykos i Borki w pow. lubomelskim. Wymordowanie w bestialski sposób kobiet, dzieci i mężczyzn – w sumie około 1.500 Polaków, w tym ponad 600 dzieci.

1/6 września 1943: pierwsze wypady i rozbicie załóg UPA w Leśniakach, Krasnowoli i w Równie.

7 września 1943: odwetowy atak na wsie ukraińskie - Wysock i Kołtuny. Rozbicie silnego i dobrze uzbrojonego zgrupowania majora „Wrony”, który osobiście kierował akcją mordowania ludności polskiej 30 i 31 sierpnia.

7 października 1943: akcja odwetowa na zgrupowanie nacjonalistów ukraińskich we wsiach Połapy i Sokół, przeprowadzona z oddziałem partyzanckim „Jastrzębie" z Zasmyk.

7 grudnia 1943: odparcie ataku UPA z Wiszniowa w Ostrowach.

8 grudnia 1943: wypad na zgrupowanie UPA na Górce Wiszniowieckiej, Sztuniu i Wiszniowie i ich likwidacja.

22 grudnia 1943: uprzedzenie ataku i rozbicie silnej bazy UPA w Wydźgowie. Od tego wydarzenia prawie cały powiat lubomelski był pod kontrolą oddziału partyzanckiego „Korda"

23 luty 1944: rozbicie dwóch sotni UPA w Przekurce.

19 marca 1944: rozbicie zgrupowania UPA w Zapolu przez batalion „Korda” przy współdziałaniu batalionu „Sokoła".

2 kwietnia 1944: zwycięski bój z wojskami niemieckimi pod Sztuniem i odparcie ataku pod Zamłyniem. Straty nieprzyjaciela: 12 zabitych i 28 wziętych do niewoli.

20 kwietnia 1944: batalion „Korda" przerywa okrążenie na linii kolejowej Chełm - Kowel pod Jagodzinem i toruje drogę dla całości sił 27 Wołyńskiej Dywizji AK. Wyjście z okrążenia z lasów mosurskich i zamłyńskich. Przemarsz na Polesie.

5 maja 1944: walki za wojskami niemieckimi i węgierskimi w lasach Szackich. Unieszkodliwienie czołgu, zadanie nieprzyjacielowi dużych strat w ludziach. Wzięto jeńców i po rozbrojeniu zwolniono.

22 lipca 1944: batalion „Korda" rozprasza jednostkę wojsk niemieckich i wyzwala miasto Kock.

25/26 VII 1944: na żądanie dowództwa wojsk sowieckich i gen. Korczyńskiego dywizja została podstępnie rozbrojona.

-------------

Kord – pierwotnie krótki miecz albo długi nóż, sztylet, puginał. Spokrewniony z szablą w wieku XVI. Broń ta wyróżniała się jednosieczną, lekko zakrzywioną głownią ze sztychem ściętym od strony grzbietu i z prostym jelcem. Miała rękojeść drewnianą, nitowaną poprzecznie. Długość: 30-35 cala.