Narkotyki w Pabianicach można kupić bez problemów. Wystarczy iść Zamkową od Konopnickiej do SDH Trzy Korony. Handlarze czekają co parę kroków. Jak ich poznać? Są bezczelni, ubrani zazwyczaj w skejtowskie ciuchy. Mają od 20 do 30 lat. Przesiadują na murkach, ławkach, przystankach lub spacerują wzdłuż ulicy. Na Bugaju handlarze narkotyków upatrzyli sobie podjazd do bloku vis-á-vis kościoła Miłosierdzia Bożego.

Rynkiem narkotykowym w Pabianicach rządził 30-letni Marcin B. ("Tłuścioch"). Ten niebezpieczny facet na bossa wyrósł ze zwykłego złodzieja samochodów. Trzy lata temu wyszedł z aresztu, gdzie odsiadywał 2 lata za brutalne wymuszenia haraczy. Władzę w branży narkotykowej przejął siłą. Jego banda najeżdżała na niepokornych i tłukła ich pałami bejsbolowymi. Po kilku takich nalotach nikt nie odważył się podskoczyć "Tłuściochowi".

Przed dwoma laty jego prawą ręką został 24-letni handlarz z Bugaju ("Trzeszczący"). "Tłuścioch" wydawał polecenia przez telefon i wysyłał bandytów po kasę. Robił to z Łodzi, gdzie zamieszkał po wyjściu z więzienia. "Trzeszczący" zajmował się rozprowadzaniem narkotyków po mieście. Dla niego pracowali handlarze i uzależnieni narkomani. Jeden z nich wpadł po raz pierwszy, gdy miał zaledwie 17 lat. Policjanci złapali go z dilerką zielonego suszu. Potem, gdy brakowało mu na narkotyki, wszedł do narkotykowego interesu "Tłuściocha" i "Trzeszczącego". Kupował tanio, sprzedawał dwa razy drożej - uzależnionym znajomym. Dzięki temu mógł ćpać za pół ceny. A i tak pieniędzy wystarczało mu na całkiem wygodne życie. W ciągu pięciu lat wyrósł na jednego z bossów narkotykowego gangu.

Handel narkotykami przynosi sporo pieniędzy. Każde 1.000 zł wydane na zakup towaru, po paru dniach daje 500 zł zysku. Torebeczka marihuany kosztuje 30 zł. Tyle płaci się przed dyskotekami, barami i szkołami. Szefowie gangu kupowali dilerkę po 10 zł w hurcie.

Gdy kilka miesięcy temu "Tłuściocha" zatrzymała policja, "Trzeszczący" przejął władzę. Cieszył się nią krótko. Od dwóch tygodni sześciu najważniejszych w hierarchii pabianickiego gangu siedzi w areszcie.

- Nie wykluczamy kolejnych zatrzymań - mówi tajemniczo nadkomisarz Sławomir Komorwski, naczelnik wydziału dochodzeniowo-śledczego.

Pierwsze dowody na to, że w Pabianicach jest potężny rynek narkotykowy, zdobyli policjanci z wydziału do spraw nieletnich. To oni wyłapywali drobnych handlarzy grasujących przed szkołami i dyskotekami. Pomagał im pies Cywil - specjalista od wykrywania narkotyków. W zeszłym roku złapano w Pabianicach 129 drobnych handlarzy. To był początek. Śledztwo nabrało tempa, gdy na początku lutego w ręce policji wpadli handlarze sprzed szkoły na Piaskach. Kilka dni później policja zrobiła obławę na właścicielkę lumpeksu przy ul. Dąbrowskiego - Danutę M. Razem z nią zatrzymano 38-letniego mężczyznę. Podczas przeszukiwania ich mieszkań przy ul. Powstańców Warszawy i Kochanowskiego, policja znalazła 102 dilerki z marihuaną i 51 tabletek ekstazy.

Szefowie gangu podejrzewali, że ktoś ich sypnie. 25 marca wieczorem w bloku przy ul. 20 Stycznia 64 na Bugaju wybuchł pożar. Policja znalazła ślady podpalenia. I świadków, którzy przed pożarem widzieli chłopaków zbiegających po schodach. Policja już wie - to wojna gangów. Podłożono ogień, by zastraszyć mieszkającego tam chłopaka. Udało się. Przerażeni świadkowie zamilkli. Ale policja już śledziła każdy krok szefów gangu. Poznawała ich zwyczaje, przyjaciół, panienki.

Rozprawę z gangiem wyznaczono na 9 czerwca. Na policyjnej liście jest 13 mieszkań. Punktualnie o 6.00 nasi policjanci i antyterroryści z Łodzi rozwalają drzwi taranami albo strzelają w zamki specjalnymi nabojami. Z łóżek wyciągają kompletnie zaskoczonych handlarzy. Niektórzy od razu zaczynają sypać nazwiska i adresy. Natychmiast zapada decyzja o rozszerzeniu akcji. Uzbrojeni policjanci podjeżdżają do kolejnych trzech mieszkań. Wyciągają gangsterów. Cztery psy znajdują amfetaminę, marihuanę, tabletki ekstazy i sprzęt do porcjowania narkotyków. To wystarcza, by zatrzymać 16 osób. Dziewięcioro to "mózg" gangu.

Policja ma obciążające zeznania świadków. Adwokaci zatrzymanych odchodzą z niczym, a rodziny spędzają sobotę w poczekalni komendy policji. Mają nadzieję, że ich bliscy wyjdą. Ale sąd postanawia aresztować podejrzanych na 3 miesiące. Po pabianickich barach krąży wiadomość, że są świadkowie koronni, którzy sypią. Policja nie potwierdza tego i nie zaprzecza.

Śledztwo prowadzi Prokuratura Rejonowa.