Miał 51 lat, zginął na hiszpańskich wodach.
– Odszedł od nas nagle i niespodziewanie – nad otwartą mogiłą mówił ksiądz z parafii Najświętszej Marii Panny. - Według relacji świadków, zginął ratując człowieka. To wielkie poświęcenie i miłość.
Jak to się stało, że marynarz zginął w tak dramatycznych okolicznościach?
- Nie chcemy się wypowiadać, dopóki nie będzie oficjalnego komunikatu hiszpańskiej policji – mówi żona zmarłego.
Z hiszpańskich gazet udało się nam dowiedzieć, że Jan Hiller zginął 11 kwietnia. Był mechanikiem na potężnym statku - tankowcu. Płynął na Olivii pod banderą norweską.
11 kwietnia statek stał na redzie portu Combulloneros, blisko Las Palmas - stolicy Gran Canaria. O godzinie 18.00 na pokładzie pojawił się ogień. Najpierw gasili go marynarze. Godzinę później do akcji wkroczyli strażacy i ugasili pożar. Zginął jeden człowiek: 51-letni mechanik Jan Hiller, który pracował wtedy w maszynowni.
Jego ciało przewieziono do sądowego instytutu anatomicznego w Las Palmas, by zbadać przyczynę zgonu.

Więcej we wtorkowym Życiu Pabianic