Ulica Piotra Skargi ma 202 numery. Jak na dłoni widać tutaj historię Pabianic. Początek ulica bierze przy starej kaplicy i wikariacie zabytkowego kościoła św. Mateusza. Dalej po obu stronach stoją pożydowskie i polskie kamienice. Dwa kilometry dalej zaczyna się Polska budowana za Gierka: bloki z wielkich płyt. Ulicą Piotra Skargi miasto „doszło" do skrzyżowania z Nawrockiego. Za nim jest dzielnica z setkami małych, prywatnych zakładów.

Przez dwadzieścia lat cywilizacja dotarła tylko do Myśliwskiej. Dalej jezdnia jest wysypana szlaką. Nie ma chodników. Gdy pada deszcz, mieszkańcy taplają się w błocie. Gdy świeci słońce, czarny kurz z drogi okleja stopy, brudzi ubrania. Wdziera się do mieszkań, zatrzymuje na firankach.

- Nie da rady wyjść w białej spódnicy, bo jak dojdę do Myśliwskiej, już jest szara - skarży się Halina Ścibut. - Nie sposób opisać, co mamy w butach.

Gdy po szlace jedzie auto, kurz unosi się na 2-3 metry. Długo, długo nic nie widać. Im szybciej jedzie samochód, tym kurzu jest więcej.

- Prawie w każdym podwórku działa jakaś firma, przyjeżdżają klienci. W lipcu na parapetach okien możemy siać trawę - mówi Ryszard Pełka. - Policzyliśmy z sąsiadami, że od Myśliwskiej aż do Granicznej zatrudniamy przynajmniej 400 osób. Płacimy niemałe podatki od nieruchomości, firm. Jesteśmy przydatni miastu.

Ale miasto tego nie docenia. W każdym podwórku jest szambo, bo cywilizacja tutaj wciąż nie dotarła.

- Od czterdziestu lat chodzę i proszę o ułożenie kanalizacji. Bezskutecznie - żali się pani Halina. - Gazu nam też nie podciągnęli, choć zebraliśmy pieniądze. Każdy dał po piętnaście tysięcy. Wtedy to były dwie dobre pensje. A i tak nas wykiwali.

W połowie lat 80. w ulicy pojawiły się rury z wodą.

- Pracownicy prezydium chcieli ciągnąć wodę na swoje działki. Wtedy udało się wywalczyć, by nam też pociągnęli wodę - wspomina Ścibutowa.

Marzenie o telefonach spełnili za własne pieniądze. Na linię telefoniczną składali się po tysiąc zł.

- Mamy strasznego pecha. Zawsze się znajdzie taki, co powie: „nie" - denerwuje się pan Ryszard. - Siedem lat temu Marek Błoch jako członek Zarządu Miasta obiecywał nam, że po kawałeczku ułożą kanalizację, a potem asfalt. Chciał budować pod ziemią drogą przepompownię. I nic nie zrobił.

Roboty zaplanowano w trzech etapach. Najpierw rury kanalizacyjne i kanał burzowy miały być kładzione do ul. Spokojnej, potem do Chabrowej, a w trzecim etapie do końca. Jezdnię miał pokryć asfalt.

- Tak się ucieszyliśmy, że każdy zrobił mapkę na przyłącza do domów - dodaje pan Ryszard. - Władza się zmieniła i przyszedł Wiesław Madejski. Pociągnął sześćset metrów, czyli kanalizacja jest do Spokojnej. I znów się władza zmieniała. Na nasze nieszczęście wrócił Marek Błoch jako wiceprezydent.

W 2003 roku nad tym, czy miasto będzie układać kanalizację na Piotra Skargi, głosowali radni SLD i radni Samoobrony. Wstrzymał się radny Cichosz i kanalizacja nie przeszła.

- Mieliśmy 11 do 11, więc przegraliśmy. Radni Samoobrony to byli ludzie Błocha - mówi radny Grzegorz Mackiewicz.

W tym roku w październiku plan na układanie kanalizacji traci ważność. Jest wart 200-300 tys. zł.

- Jeśli nie zaczną roboty, będzie można go wyrzucić - denerwuje się Pełka. - Stać miasto na taką rozrzutność?! Chyba robią nam na złość, bo innego wytłumaczenia nie ma.

Dwa tygodnie temu doszło do spotkania mieszkańców z władzami miasta.

- Nie moja wina, że jakiś radny naobiecywał wam i słowa nie dotrzymał - tłumaczył się Błoch.

- To pan był u nas i obiecywał - odpowiedział Ryszard Pełka.

- Pan nas okłamał. Obiecał, że zajmie się naszą ulicą - denerwowała się Halina Ścibut. - I co? - pytała rozgoryczona.

- To radni decydują, gdzie się kładzie w mieście kanalizację. Nie ja - tłumaczył się Błoch z uśmiechem na twarzy.

- Pan wie, że kończy się ważność planu, a wy nawet łopaty nie wbiliście w ziemię - nie dawał za wygraną Pełka. - Nie wolno nas okłamywać i oszukiwać. Dlaczego nikt nie zaplanował, by naszą ulicę zrobić za pieniądze z Unii Europejskiej. A kanalizację będą kłaść w ulicach, które są dopiero projektowane.

Błoch nie powiedział rozżalonym mieszkańcom ulicy, że w tym roku zaczną się roboty. Nie wiedział?

- W budżecie zaplanowaliśmy pieniądze na zmiany w planie. Dzięki nim będzie można zrobić przecisk pod ul. Spokojną i rozpocząć prace - wytłumaczył radny Mackiewicz.

Mieszkańcy Piotra Skargi wątpią w to.

- Póki nie zobaczymy robotników i koparek, nie uwierzymy - kręci głową Ścibutowa. - O naszej ulicy nawet Bóg zapomniał.

Ulica Skargi jest jak opowieść o Pabianicach: brudne kamienice, sypiące się bloki z wielkich płyt, drobny biznes i mieszkańcy lekceważeni przez urzędników.