- Łódzkim władzom nie są potrzebne dodatkowe tereny, tylko nasze pieniądze - oburza się wójt Henryk Gajda.

Chodzi o 5 milionów zł, jakie co roku wpływały do kasy gminy Pabianice z kasy miejskiej Łodzi. To zapłata za użytkowanie 200 hektarów ziemi, na której stoi część Grupowej Oczyszczalni Ścieków. Łódź nie chce płacić nam ani grosza. Dlatego próbuje przejąć nasze 200 ha, włączając je w granice Łodzi.

- Gdy łodzianie tonęli we własnych śmieciach, daliśmy im nasz teren na wysypisko. A teraz chcą więcej - protestuje Stefan Marchewka, przewodniczący Rady Gminy. - Dla nich mają być cukierki, a dla nas papierki! Czyli dla nich pieniądze, a dla nas smród! Tak być nie może.

Obrona granic gminy Pabianice była głównym tematem ostatniej sesji. Radni ostro protestowali przeciwko uchwale władz Łodzi.

- Nie można zmieniać granic w zależności od tego, skąd da się wyrwać więcej pieniędzy - oburzał się przewodniczący Marchewka. - To nie jest demokracja, tylko draństwo!

- Dlaczego łodzianie nie rozmawiali z nami o tym? - żalił się wójt. - Nikt nie raczył zadzwonić. To jest arogancja.

- Dyktatura! - dodał Edward Adamczyk, zastępca wójta. - Takie postępowanie jest nieludzkie.

Łodzianie nie pytali o zdanie mieszkańców gminy Pabianice.

- Nie pozwolimy na to! - grzmiał Marchewka. - Każdy mieszkaniec naszej gminy będzie mógł wypowiedzieć się, co sądzi o okrojeniu gminy.

Ustalono, że radni i sołtysi skrzykną mieszkańców (od 3 lipca do 10 sierpnia). Powiedzą im, czym grozi zmiana granic. I zbiorą podpisy pod protestem, który pojedzie do Warszawy.