Czy już Pan wie, w co Pan „wdepnął”?
– Szpital jest w stanie katastrofy. To efekt wielu lat zaniechań. Dawno straciliśmy płynność finansową. Nie mieliśmy pieniędzy na płacenie bieżących zobowiązań.

Za leki też?
– Za leki, wyżywienie pacjentów, sprzątanie, sprzęt medyczny. Miałem na biurku wymówienie umowy, jakie złożyła firma żywiąca pacjentów. Ale uregulowaliśmy najpilniejsze zaległości.

Komu jeszcze jesteście winni pieniądze?
– ZUS–owi, Państwowemu Funduszowi Rehabilitacji Niepełnosprawnych, Urzędowi Skarbowemu. Najbardziej nęka nas spółka Elektus, która wykupiła dawne długi szpitala.

Pracownicy nie dostają pensji na czas. Ta sytuacja powtarza się co miesiąc. Dlaczego?

– Bo komornik zajmuje nasze konta w Narodowym Funduszu Zdrowia i bankach. Robi to bezprawnie. Mamy masę wierzycieli, jest zatem niebezpieczeństwo, że sytuacja będzie się powtarzała. Najgorszy jest Elektus. Chce wykorzystać sytuację szpitala i wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy dla siebie, choć prawnie jego komornik ma obowiązek zwolnienia spod egzekucji środków na wynagrodzenia dla pracowników.

Jak ocenia Pan swoich poprzedników?
– Szpital stracił wiarygodność. Byli dyrektorzy wchodzili w układy i podpisywali umowy, z których się nie wywiązywali. Zawierano niekorzystne dla szpitala umowy z firmami zewnętrznymi: najmu, dzierżawy, usług. Przepłacaliśmy. Nie mogę pojąć, z czego wynikała taka rozrzutność.

Co Pan z tym zrobi?
– Postaram się odwrócić tę sytuację. Spróbuję podpisać korzystne dla szpitala umowy oparte o średniorynkowe ceny za usługi. Wzrośnie pula wolnych środków na bieżące sprawy. Do tej pory nikt się nie liczył z kosztami.

Będą zyski?
– Na razie nie ma co mówić o zyskach. Będzie dobrze, gdy przychód z NFZ pokryje nasze koszty.

Jak wygląda to dziś?

– Mamy 16 oddziałów, a jedynie dwa z nich są na plusie: wewnętrzny trzeci i neurologia. Ten plus to 237 tysięcy zł. Reszta przynosi straty – 7 milionów zł za 9 miesięcy. Straty przynoszą też poradnie, przychodnie, laboratoria, prosektorium, endoskopia.

Co przynosi największe straty?
– Szpitalny oddział ratunkowy, ale to nie jest jego wina. Kontrakt jest o połowę mniejszy od tych, jakie mają podobne oddziały w okolicznych szpitalach. Wyjaśnię, dlaczego tak jest i postaram się to zmienić.

Czy ma już Pan plan ratowania szpitala?

– Przygotowuję go. Poprosiłem ordynatorów i kierowników przychodni, by przygotowali swoje programy. Zrobimy audyt medyczno–finansowy. Na tej bazie przygotuję projekt generalnej naprawy szpitala. To będzie podstawa przekształceń ZOZ–u w spółkę handlową. Chcemy zaprosić do współpracy samorząd miasta, powiatu i ościennych gmin.

Co to zmieni?
– Polepszy sposób gospodarowania szpitalem i usługi lecznicze dla 120 tysięcy pacjentów. Pozwoli wprowadzić działalność medyczną odpłatną za usługi niekontraktowane przez NFZ. Pieniądze z tego będą mogły wpływać bezpośrednio do kasy szpitala.

Zaprosi Pan inwestorów?

– Oczywiście. Planuję utworzenie kardiologii interwencyjnej i może okulistyki. Kupimy dwie karetki. Dwie kolejne kupi prezydent miasta.

Czy to znaczy, że pogotowie Falck zniknie z Pabianic?
– Nie. Falck wygrał przetarg na usługi ratownicze. Ale przygotowujemy się do samodzielnego obsługiwania miasta w tym zakresie. To jednak spory wydatek. Trzeba kupić same karetki oraz je wyposażyć.

Czy jakiś oddział zostanie zamknięty?
– Na razie nie. Zastanawiam się nad zlikwidowaniem jednej z intern, ale tak, by nie zmniejszyła się liczba łóżek. Już zmniejszyłem ją ze 134 do 120 i tak zostanie.

Kto straci pracę?

– To wskaże audyt. Będzie gotowy w połowie listopada. Teraz muszę uspokoić kontrahentów. Zaczęliśmy im częściowo płacić na bieżąco, musimy stać się wiarygodni.