Dwa tygodnie temu szumnie ogłoszono zamknięcie sklepiku z dopalaczami na Bugaju za Biedronką. Był sanepid, policja. Sklep jest zamknięty do dziś, ale tylko teoretycznie. Pisaliśmy o tym: www.zyciepabianic.pl/wydarzenia/miasto/nasze-sprawy/sanepid-zamknal-sklep-z-dopalaczami.html

Co kilka minut do sklepu z opuszczonymi żaluzjami podchodzi jakiś młody człowiek. Drzwi się otwierają. Człowiek wchodzi. Żaluzja się zamyka. Tak jest dzień w dzień. Od rana do późnych godzin nocnych.

- Regularnie obserwujemy punkty z dopalaczami. Ten przy Grota-Roweckiego strażnicy obserwowali przez 10 godzin. W tym czasie do sklepiku weszło 160 osób – mówi prezydent Grzegorz Mackiewicz.

Dziś, w piątek najpierw obserwowali sklepik przy Grota. Od 16.00 skrzętnie rejestrowali każdego, kto wchodził do dopalaczy za Biedronką.

 

 
- Co chwilkę ktoś dziś wchodził do  jednego i do drugiego. Raport dla prezydenta ma być gotowy na poniedziałek rano – informuje strażnik miejski.
Przy Grota w jednym pomieszczeniu działa kilka firm handlujących dopalaczami. Gdy wchodzi sanepid z policją, to zamykają sklepik. Ale od następnego rana handluje tu inna firma. Wszelkie problemy sprzedawców dopalaczy i właścicieli firm rozwiązuje prawnik. Elegancka pani mecenas występuje w ich imieniu i straszy sądem nadgorliwych urzędników. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
- Temat jest tragiczny i musi być uregulowany w Sejmie. W tej sprawie przygotowujemy list z raportami dla ministra zdrowia – wyjaśnia prezydent. - Potrzebujemy mądrej ustawy, by skutecznie walczyć z dopalaczami.
 
Na razie z dopalaczami walczą najwyżej lekarze psychiatrzy.
 
- Taki młody człowiek jest bardzo agresywny. Może zrobić krzywdę sobie lub innym – mówi lekarz.
 
Bywa, że przez trzy dni musi leżeć przypięty pasami.
 
- Potem go odtruwamy i musimy wypuścić do domu. Jeśli nie chce się leczyć, wraca do dopalaczy – mówi. - Jeśli zechce współpracować, po około 7 miesiącach leczenia jest szansa, że z tego wyjdzie. Ale musi wyrazić zgodę na leczenie.
 
Ale „radość” z wciągania zielonej ułudy czy błękitnej rapsodii jest tak wielka, że z paczuszką dopalaczy w garści biegną ze sklepiku za blok przy parkingu (przy Grota). Wysypują ścieżkę na stół do pingponga i wciągają.
 
Kto kupuje to świństwo? Wszyscy. Najczęściej młodzi ludzie. Pod sklepiki podjeżdżają luksusowe samochody, z których wysiadają dobrze ubrani mężczyźni. Zdarzają się kobiety, które w aucie, zapięte w foteliku, zostawiają dziecko i biegną po coś na odlot. Trzy lata temu młode małżeństwo zafundowało sobie pseudoprzyjemność na walentynki. Już się nie obudzili.