Była bardzo krótka, bo tylko od Zamku do Starego Rynku. W planach z 1924 roku Zamkowa biegnie już w kierunku nowego miasta i kończy się na dzisiejszej ulicy Traugutta. Dalej były ogrody. W czasie II wojny światowej Niemcy przetłumaczyli jej nazwę dosłownie na Schlossstrasse. Po wojnie dostała się do sowieckiej niewoli. Przez prawie pół wieku musiała się nazywać Armii Czerwonej.

Gmach na brzegu Dobrzynki (przy Zamkowej 1) należał do Rudolfa Budzińskiego. Człowiek ten na przełomie XIX i XX wieku był niezwykle zamożny. Kupował puste i zabudowane działki, głównie w śródmieściu Pabianic. Do Budzińskiego należało kilka domów u zbiegu ulic Zamkowej i Kilińskiego (wcześniej Cmentarnej lub Nowocmentarnej). Od niego ziemię kupił Rudolf Kindler - pod budowę fabryki włókienniczej.

Od 1899 roku przy Zamkowej 1 był hotel prowadzony przez Augusta i Lindę Hegenbartów, zaprzyjaźnionych z Budzińskim.

August Hegenbart wywodził się z katolickiego rodu niemieckiego do dziś zamieszkującego w czeskich Sudetach. Około 1830 roku jego dziadek, również August, przywędrował z rodziną do Pabianic i osiadł tu na stałe.

August senior był stolarzem. Tego fachu nauczył syna. Juniorowi jednak spodobało się tkactwo. Tym bardziej, że przy krosnach można było szybko zbić fortunę. Jeszcze w 1870 roku August junior był zwykłym majstrem. W mieszkaniu przy ulicy Długiej, wynajętym od Wincentego Doere, sam pracował na krośnie. Nie miał jeszcze wymaganych świadectw ani na przemysł mieszczański, ani na handel. Tkał wówczas dla łódzkiego fabrykanta, Friedricha Eisenbrauna. Po roku zatrudniał trzech tkaczy i legitymował się świadectwem stwierdzającym prawo do prowadzenia handlu. W 1872 roku był już kupcem II gildii. Tkaniny robiło dla niego 68 chałupników.

August junior dorobił się pieniędzy, za które postawił fabrykę przy ulicy Długiej 9 (dzisiejsza Pułaskiego). Jego syn, August III Hegenbart, chciał założyć fabrykę zapałek. Ale wraz z żoną, Lindą, poprowadził pierwszy w mieście hotel.

Świadectwo ich działalności wystawił w 1890 roku Jan Lorentowicz w pracy naukowej "Lud fabryczny w Pabjanicach", wzmiankując o: "hotelu z restauracją przy głównej ulicy, gdzie usługuje sam właściciel, a żona dogląda kuchni".


***
Zamkową chadzał Zygmunt Bartkiewicz, wnuk burmistrza Pabianic z lat 1838-1864, Aleksandra Bartkiewicza. Był on pierwszym mężem Mieczysławy, która przeszła do historii sceny narodowej i filmu pod nazwiskiem Ćwiklińska.

Wnuk burmistrza uchodził za dziennikarza i literata, znawcę sztuki i kolekcjonera dzieł. 17-letnią pannę Mieczysławę Trapszównę oczarował intelektem i urokiem osobistym. Jej rodziców też. Ale małżeństwo nie było sielanką. Mąż swawolił nocami na dancingach i w kabaretach, żonie zaś kazał siedzieć w domu. Pewnej nocy pijany, z dubeltówką w dłoniach, wtargnął do małżeńskiej sypialni. Krzyczał: "Gdzie jest ten gach! Zastrzelę trutnia!". I strzelał pod łóżko. Gdy pijak opadł z sił i zasnął, żona spakowała manatki i uciekła do rodziców.
Wkrótce odbył się rozwód. Mieczysława znalazła sobie lepszego partnera i pod nowym nazwiskiem stała się wielką aktorką.

(na podstawie fragmentów książki "Ulica Zamkowa w Pabianicach 1824-2004" Andrzeja Gramsza i Kazimierza Brzezińskiego, która ukaże się w tym roku).