- Pozbawiono nas nie tylko jedynego środka lokomocji, ale również naszego najlepszego przyjaciela - mówi z żalem pani Barbara Adamkiewicz.

W piątek w południe Adamkiewiczowie wybrali się na zakupy. Pojechali na rynek przy ul. Moniuszki swym 15-letnim mercedesem.

- Zabraliśmy psa, bo Niunia nie odstępowała nas na krok, bardzo też lubiła jeździć autem - opowiada właścicielka.

Zaparkowali na ul. Grabowej i poszli na rynek. Niunia została w aucie. Kiedy po 15 minutach wrócili, nie było ani auta, ani psa.

- Złodzieje pewnie ją wyrzucili, a ona poza dom i ogródek nie wychodziła, miała mały kontakt z ludźmi, z innymi psami. Nie trafi do domu - martwią się o ulubienicę.

Jasnobrązową suczkę rasy pinczerek Adamkiewiczowie dostali od swego ucznia przed 4 laty.

- Sporo wycierpiała - opowiada pani Barbara. - Przeżyła upadek z trzeciego piętra. Kilka miesięcy leżała w gipsie. Ma stłuczone wnętrzności. Cały czas była pod kontrolą lekarza weterynarza.

Niunia wyskoczyła z balkonu na trzecim piętrze kamienicy przy ul. Zamkowej, bo usłuszała szczekanie innego psa. Wraz ze swym państwem mieszkała w parterowym domu z ogrodem. Nie wiedziała, co to balkon.

- Przez pół godziny szukałam jej w mieszkaniu - wspomina pani Barbara. - Do głowy mi nie przyszło, że mogła wyskoczyć. Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam szarą kupkę leżącą na betonie. Zbiegłam na dół. To była Niunia. Nie ruszała się, z pyska leciała jej krew.

Weterynarz Grzegorz Krzemionka zapakował suczkę w gips od ogona po szyję. Dzięki troskliwej opiece wyzdrowiała.

- To przyjazna i dobra suczka. Bardzo ja kochamy - mówią Adamkiewiczowie. - Prosimy o litość nad nami i nad tym ukochanym przez nas zwierzęciem. Będziemy bardzo wdzięczni.