Miał rozległy zawał serca. Nocą z soboty na niedzielę zmarł w rodzinnym Ksawerowie Andrzej Skrzydlewski - brązowy medalista olimpijski z Montrealu w zapasach w stylu klasycznym. Miał 59 lat. Serce nie chciało bić, choć pomoc przyszła szybko i lekarze ofiarnie walczyli o Jego życie.

Jego pasją były gołębie. W Ksawerowie przy domu miał ich trzysta. W sobotę Skrzydlewski gościł kolegę - także sportowca i także hodowcę gołębi. Długo rozmawiali o ptakach. Wtedy zaczął tracić przytomność. Żona natychmiast wezwała karetkę pogotowia.

Sanitariusze posadzili Skrzydlewskiego na krzesełku i znieśli po schodach do "erki". Reanimacja trwała ponad godzinę. Tętno się pojawiało i zanikało. Lekarze kazali zabrać Skrzydlewskiego do szpitala, ale nie dawali nadziei.

- Jestem w szoku - mówi Tadeusz Feliksiński, przyjaciel Skrzydlewskiego. - Andrzej nigdy nie skarżył się na serce. Nie chorował. W ubiegłym roku w Spale robiliśmy badania. Miał idealne tętno.

Skrzydlewski urodził się 3 listopada 1946 roku w Ksawerowie. Treningi zapaśnicze rozpoczął w PTC w 1963 roku. Jego trenerem był Tadeusz Wnuk. Pięć lat później przeszedł do Wisłoki Dębica, w której trenowali najlepsi polscy zapaśnicy. Barwy tego klubu reprezentował do 1980 roku. Tam wyrósł na zapaśnika światowego formatu.

Dwukrotnie reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich. Z Montrealu w 1976 roku przywiózł brązowy medal (w kategorii do 100 kg). Na tej olimpiadzie cieszyliśmy się także ze złotych medali skoczka wzwyż Jacka Wszoły, biegaczki Ireny Szewińskiej, boksera Jerzego Rybickiego, skoczka o tyczce Tadeusza Ślusarskiego, pięcioboisty Janusza Pęciaka, zapaśnika Kazimierza Lipienia i drużyny siatkarzy.

Cztery lata wcześniej na igrzyskach w Monachium Andrzej Skrzydlewski był siódmy.

Wyróżniał się nienaganną techniką, ambicją i niesamowitym uporem w walce. Zdobył dwa brązowe medale mistrzostw świata (w 1973 i 1975 roku). W mistrzostwach Europy wywalczył srebro (1972) i brąz (1977). Sześć razy był mistrzem Polski (1969, 1971, 1972, 1974, 1975 i 1977).

Po zakończeniu kariery w 1980 roku wyjechał do Szwecji, gdzie trenował młodzież w Göteborgu. Do Polski wrócił w połowie lat 80. Został prywatnym przedsiębiorcą.

1 czerwca pożegnamy Andrzeja Skrzydlewskiego. O godz. 11.30 w kościele w Ksawerowie odprawiona zostanie msza święta za zmarłego. Pogrzeb Andrzeja Skrzydlewskiego odbędzie się o godz. 13.00 na cmentarzu katolickim przy ul. Kilińskiego w Pabianicach.


***
Oni o nim

Tadeusz Feliksiński: - Andrzeja poznałem w 1963. Mieliśmy wtedy po 18 lat i braliśmy się za trenowanie zapasów w Pabianickim Towarzystwie Cyklistów. On wcześniej trenował boks i piłkę ręczną, był więc bardzo sprawny fizycznie. Po zaledwie roku ćwiczeń zdobył mistrzostwo Polski juniorów w wadze ciężkiej. To był pierwszy złoty medal dla naszej sekcji zapaśniczej i dla Pabianic. Rok później Andrzej powtórzył sukces. Potem wyjechał do Dębicy, walczył w Wisłoce. Bardzo długo był najlepszym zapaśnikiem w wadze ciężkiej w Polsce, liczył się w świecie.

W Pabianicach nie było go 20 lat. Gdy wrócił po zakończeniu kariery, udzielał się społecznie w klubie PTC. Miał swoje zdanie.

---
Hieronim Ratajski: - Andrzej był moim przyjacielem. Razem zaczynaliśmy trenować zapasy, razem zdobywaliśmy mistrzostwa drużynowe dla PTC. To był nieprzeciętny zawodnik i osiągnął nieprzeciętne sukcesy. Przyczyniło się do tego jego przejście do Wisłoki Dębica. "Sprzedano" go, bo PTC potrzebowało opon do autokaru, które robiła Dębica. Wrócił do nas i był zaangażowanym działaczem. Bezkompromisowo walczył o zawodników. Domagał się dla nich więcej niż klub mógł dać.