30-letni pabianiczanin stanie przed Sądem Grodzkim w Łodzi, bo w Łodzi popełnił przestępstwo.

- Akt oskarżenia jest gotowy - mówi prokurator.

Oskarżonemu pilno do rozprawy i wyroku.

- Chciałbym, żeby to się skończyło jak najszybciej - mówi. - Co trzy dni muszę meldować się na policji. Z tego powodu nikt nie chce mnie zatrudnić. Jestem kierowcą, jeździłem w dalekie trasy.

Ochota na oszustwo przyszła mu podczas pijaństwa. We wrześniu ubiegłego roku Dariusz T. spotkał się z kumplami na wódce. Jeden z nich przechwalał się dużymi pieniędzmi.

- Mówił, że sprzedał gospodarkę i na koncie ma 50.000 zł - opowiada oszust.

Gdy kumpel się upił i zasnął nad kieliszkiem, Dariusz T. ukradł mu dowód osobisty i książeczkę wojskową.

- Postanowiłem wyczyścić mu konto - przyznaje. - Miałem długi.

Najpierw próbował w Sieradzu.

- Poszedłem do filii banku i… pogonili mnie - opowiada. - Zażądałem za dużo. Gdy bankowiec usłyszał, że chcę zlikwidować konto, dokładnie obejrzał dokumenty. Potem zerknął na zdjęcie w dokumentach i na mnie. Powiedział, żebym uciekał. Więc spróbowałem szczęścia w Łodzi.

Na Bałutach znalazł filię banku.

- Poprosiłem o 15.000 zł - wspomina. - Dostałem bez problemu. Kasjerka spytała tylko o imię matki. Nawet na mnie nie spojrzała. Wydałem wszystko co do grosza. Zwróciłem długi, zrobiłem zakupy, balowałem. Łatwo przyszło, łatwo poszło…

Nazajutrz znowu pojechał do „łatwego" banku. Liczył, że znowu mu się uda. Ale się przeliczył.

- Czekali na mnie - wspomina. - Zamknęli bank, wezwali policję. Trafiłem do aresztu, potem do sądu. Zanim zapadnie wyrok, muszę meldować się w komendzie policji.

Dariusz T. przyznał się do winy i poprosił o wyznaczenie kary. Teraz czeka na rozprawę i łagodny wyrok w zawieszeniu.

- Nigdy nie byłem karany - dodaje. - Żal mi tej kasjerki, która wypłaciła pieniądze. Słyszałem, że zemdlała, gdy spostrzegła, że podpis na wypłacie nie zgadza się ze wzorem podpisu na karcie klienta.

Filię banku, którą okradł Dariusz T., zlikwidowano.