Karolinka leży na oddziale intensywnej terapii szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki. Mimo że od wypadku minął tydzień, jest wciąż nieprzytomna. Lekarze określają jej stan jako bardzo ciężki, ale nie beznadziejny. Karolinka zawdzięcza życie Dariuszowi Siemońskiemu - pracownikowi Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. We wtorek kilkanaście minut po godzinie 9.00 pracownicy ZWiK-u czyścili rury w ulicy Gdańskiej. I nagle…

- Usłyszałem krzyk: "Dziecko leci z okna!". Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie - opowiada Siemoński.

Dariusz podbiegł do dziewczynki leżącej na trawniku. W ułamku sekundy dostrzegł, że dziecko nie oddycha. Nie spanikował. Ostrożnie, ale zdecydowanie zaczął masować okolice serca, zrobił sztuczne oddychanie usta-usta.

- Zadziałałem instynktownie. Nie uczyłem się technik ratowania życia - mówi skromnie.

Dziewczynka zaczęła oddychać. Wtedy Siemoński wezwał pogotowie.

- Ten człowiek uratował życie dziecku. Bardzo prawdopodobne, że gdyby nie jego akcja ratunkowa, nasi ludzie mogliby tylko stwierdzić zgon - mówi Andrzej Kleinert, szef pabianickiego pogotowia. - To wspaniała postawa, godna naśladowania.

Gdy przyjechała karetka, zaczęła się walka o życie dziecka. Lekarze mieli ręczny respirator, którym tłoczyli powietrze do płuc. Kilka minut reanimowali nieprzytomne dziecko.

Akcji przyglądała się grupka gapiów. Z niemym przerażeniem ludzie śledzili każdy ruch lekarzy. Co chwilę podchodzili kolejni. Małego ciała z jasnowłosą główką nie było widać pomiędzy czerwonymi strojami ratowników. Tych, którzy chcieli podejść bliżej, atakowała babcia dziecka. Była w szoku.

- To nie cyrk! Nie ma na co patrzeć! - krzyczała.

Gdy po kilku minutach sanitariusze nieśli Karolinkę do karetki, babcia zasłabła.

- Musieliśmy wysłać do niej drugą karetkę - mówi szef pogotowia. - Lekarz podał jej środki uspokajające.

Karetka z Karolinką pojechała do szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki. Niemal w tej samej chwili przed kamienicą przy Gdańskiej pojawiła się policja i prokurator - by ustalić okoliczności tragedii.

- To był nieszczęśliwy wypadek - uważa sierżant sztabowy Andrzej Baczyński z Powiatowej Komendy Policji.

Karolinka była sama w pokoju zaledwie przez kilka chwil. Jej matka, 22-letnia Katarzyna K., wyszła do kuchni, by przygotować posiłek. Gdy wróciła, Karolinki nie było w pokoju. Dopadła do okna. I ujrzała córkę leżącą na trawniku.

Dziewczynka spadła z około 10 metrów.

- Skrzydła okna były podparte krzesłami, żeby się nie zamykały. Najprawdopodobniej po krzesełku Karolinka wspięła się na parapet - opowiada sierżant Baczyński.

Matkę dziewczynki policjanci zbadali alkomatem. Była trzeźwa. Sprawdzili też, czy nie jest pod wpływem narkotyków.

Stan dziecka był krytyczny.

- Odniosła bardzo poważne obrażenia głowy - mówi doktor Barbara Karwańska, lekarka OIOM-u.