Atak miał nastąpić w wigilię Bożego Narodzenia, podczas pasterki - ujawniono przed kilkoma dniami. Celem terrorystów były też synagogi w Łodzi, Białymstoku, Krakowie i Warszawie. Informacje o atakach ABW potraktowała bardzo poważnie. W listopadzie agenci rozpoczęli operację o kryptonimie "Miecz". Jej celem było wyszukanie i unieszkodliwienie terrorystów. Akcja przyniosła skutek. Według raportu dziennika Rzeczpospolita, ABW zidentyfikowała aż 70 osób podejrzewanych o związki z terrorystami.

- Są to i obcokrajowcy, i Polacy - mówi kapitan Wojciech Barański z łódzkiej delegatury ABW. - Pabianice też są obszarem naszych zainteresowań. Nie mogę zdradzić, ile osób obserwujemy w waszym mieście.

Atak na Polskę zapowiedział Osama bin Laden, przywódca al-Qaidy. Donosiły o nim wywiady zaprzyjaźnionych państw. Ale ABW miała dużo bardziej konkretne poszlaki. Pod koniec roku do polskich hoteli zaczęli zjeżdżać podejrzani Arabowie. Przywozili dziesiątki tysięcy dolarów i euro. Nie potrafili wytłumaczyć, na co zamierzają wydać tak duże sumy. ABW ocenia, że pieniądze mogły być przeznaczone na zakup broni i materiałów wybuchowych. Agenci ustalili też, że w Polsce szpiegowali wywiadowcy organizacji terrorystycznych. Fotografowali lotniska, synagogi i kościoły.

W Boże Narodzenie policja obserwowała niemal wszystkie polskie świątynie. ABW śledziła obcokrajowców podejrzewanych o związki z terrorystami.

Zagrożenie atakami nie maleje. Pabianickie Centrum Zarządzania Kryzysowego podlega Starostwu Powiatowemu. Zapytaliśmy, czy nasze służby przygotowały się na atak terrorystów.

- Mamy zapewnienie od policji, że Pabianice są bezpieczne - twierdzi Tomasz Jura, rzecznik Starostwa. - U nas terroryści nie mieliby co zaatakować. No, chyba że ujęcia wody pitnej. Ale one były niedawno kontrolowane przez policję i sanepid. Są należycie zabezpieczone.


***
Wcale nie jesteśmy bezpieczni

Reporterzy Życia Pabianic sprawdzili, jak są zabezpieczone ujęcia wody pitnej dla mieszkańców naszego miasta. Wnioski są zatrważające!

Piątek, godzina 11.30. Jesteśmy przy studni głębinowej przy ul. Hermanowskiej. Stąd płynie woda dla Pabianic. Teren wokół studni chroni jedynie ogrodzenie z wątłej siatki i tabliczka z napisem: „Osobom nieupoważnionym wstęp wzbroniony". Sforsowanie płotu (dość niskiego) zajęło nam kilka sekund. Pompa jest w betonowym budynku. Drzwi są metalowe, ale niezbyt solidne. Łatwo uległyby pod łomem. Na interwencję policji czekamy pół godziny. Nie przyjechali.

Godzina 12.15. Ujęcie wody przy ul. Wodnej. Teren jest otoczony betonowym płotem zwieńczonym drutem kolczastym. Na ogrodzeniu (co kilkanaście metrów) wiszą detektory ruchu. Mają namierzyć intruza idącego wzdłuż płotu lub kręcącego się przy dwóch potężnych zbiornikach wody. Czujnik jest też na wprost bocznej bramy ujęcia. Długo kręcimy się przy płocie. Analizujemy rozmieszczenie czujników, ostentacyjnie pokazujemy je palcami. Kilka minut stoimy przy bocznej bramie. To jedyne miejsce, gdzie nie ma drutu kolczastego.

Godz. 12.45. Wchodzimy na teren ujęcia. Brama jest wysoka, ale łatwo ją przeskoczyć. Czujnik ruchu pulsuje pomarańczowym światłem. Przechodzimy przed nim kilka razy. Powinien przybiec strażnik. Mija 5 minut. Strażnika nie ma. Nikt nie próbuje nas zatrzymać.

Wchodzimy na szczyt jednej z górek. Tutaj są klapy do zbiornika wody pitnej. Zabezpieczono je jedynie kłódkami. Ich otwarcie to bułka z masłem. Nadal ani śladu strażników.

Zbliżamy się do budynków. Szarpiemy metalowymi drzwiami. Robią sporo hałasu. Ale nawet to nie sprowadza strażników.

Na jednym z pomieszczeń wisi tabliczka: „komora zasuw". To bardzo ważne miejsce. I potencjalny cel terrorystów. Pociągamy za klamkę… Drzwi są otwarte!

Bez problemów myszkujemy po terenie. Jesteśmy tu już pół godziny. W końcu wchodzimy do budynku, gdzie pracuje załoga ujęcia wody. Są kompletnie zaskoczeni.

- To jakiś żart? - z niedowierzaniem słuchają naszej relacji z buszowania po obiekcie.

Mówimy, że gdybyśmy byli terrorystami, bez trudu moglibyśmy wpuścić truciznę do zbiorników z wodą. A wtedy…

- Miał pan szczęście, że akurat nikogo nie było na zewnątrz - z rozbrajającym uśmiechem mówi kierownik ujęcia. - Teren jest zabezpieczony detektorami ruchu. Każde wtargnięcie wywołuje cichy alarm. Ale system włączamy… dopiero wieczorem.

Chwilę później pracownicy ujęcia nerwowo się rozbiegają.


***
Kto zawinił

rozmowa z Andrzejem Różańskim, kierownikiem Wydziału Wodno-Kanalizacyjnego ZGKiM

Dlaczego nikt nie bronił ujęcia wody, gdy wtargnęli tam intruzi?

- Pracownicy ujęcia powinni was zatrzymać i wezwać policję. Wyciągnę konsekwencje służbowe.

Detektory ruchu powinny być włączone przez całą dobę. Dlaczego nie były?

- Włączamy je po godzinie czternastej. Wcześniej po terenie ujęcia kręcą się pracownicy, więc alarm byłby co chwilę.

A czemu studnia głębinowa przy Hermanowskiej nie jest chroniona nawet przez psa?

- Drzwi do budynku, gdzie jest pompa, zabezpiecza system elektroniczny. Otwarcie drzwi wywołuje cichy alarm. Ochroniarze dotrą tam w kilka minut.