Przez kilometr musiał czołgać się w zaroślach tak, by nikt go nie zauważył. Udało się, bo wyszukiwał martwych punktów, czyli wąwozów, zagłębień. Na plecach miał matę kryjącą, którą pokrył mchem, trawą, gałęziami. Podszedł cel na odległość 300 metrów. Na drugi dzień ze 1.500 metrów trafił do „sylwetki” ciężarówki. 
 
Na międzynarodowe zawody Sniper’s Mission, a dokładniej na poligon w Wędrzynie, zjechali najlepsi. Stawiło się 20 zespołów.
 
- Były to zespoły dwuosobowe. Od razu po przyjeździe Włosi sami zrezygnowali. W ich ślady poszli Słoweńcy i jedna drużyna niemiecka – wylicza Pluciński.
 
Zawody były ciężkie. W ciągu 30 godzin bez odpoczynku zespoły musiały przemieszczać się niezauważone po poligonie – około 40 kilometrów. Najpierw przeniknąć niepostrzeżenie na wrogi teren i podejść cel na odległość 300 metrów. Potem w niewoli wykazać odporność psychiczną. A następnie wykryć i zniszczyć cele.
 
Każdy ze snajperów miał plecak ważący około 40 kilogramów, a w dłoniach karabinek wyborowy (około 8 kg). Pluciński ma amerykański powtarzalny karabin wyborowy remington M24. To broń Armii Stanów Zjednoczonych. W trasę zabrali mapy, kompasy, ubrania maskujące, sprzęt optyczny i po 70 sztuk amunicji.
 
– Zależy nam, aby zmagania były odzwierciedleniem typowej misji snajperskiej – wyjaśniał Krzysztof Prokop, główny organizator i sędzia zawodów z gazety „Polska Zbrojna”. – Żeby stworzyć warunki działania bojowego, przygotowaliśmy między innymi konkurencję SERE (survival – przetrwanie, evasion – unikanie, resistance – opór, escape – ucieczka), czyli sprawdzającą zachowanie zawodników po złapaniu ich w zasadzkę.
 
Nie były to pierwsze tego typu zawody Plucińskiego. Od 2011 już trzy razy brał w nich udział. W Wędrzynie o pierwsze miejsce walczył z kolegami - snajperami z amerykańskiej armii. Zna ich, bo już trzy razy był w amerykańskiej bazie w Niemczech w Vilseck va Graffen Vil 2nd Stryker Car Regiment. To przedpoligon żołnierzy jadących do Iraku i Afganistanu.
 
- Jednym z elementów był stalking. To próba wytrzymałości na presję psychiczną i fizyczną. Zaczyna się od porwania. Potem przez 4 godziny stałem boso, rozebrany do pasa. Byłem polewany wodą i cały czas przesłuchiwany. Bez snu, odpoczynku, jedzenia, wody. Musiałem to przetrwać – mówi Darek.
 
Zmęczeni, wyczerpani, po nieprzespanej nocy zaczynali strzelać z wielkokalibrowego karabinu 50 BMG. Z takiego karabinu Pluciński strzelał celnie z odległości 1.500 metrów.
 
- Ma je na wyposażeniu Bundeswera – wyjaśnia snajper.
 
Żeby wziąć udział w tych zawodach, trzeba dostać na nie zaproszenie. Nie ma tu przypadkowych osób. Były zespoły policji, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu i wojska. Armię reprezentowali snajperzy z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej. Byli też strzelcy z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich i 1. Warszawskiej Brygady Pancernej. Do zawodów przystąpili też Amerykanie. Wielu z uczestników właśnie wróciło z misji w Afganistanie. Zawody wygrali snajperzy z BOA, czyli Biura Operacji Antyterrorystycznych.
 
- Zajęliśmy drugie miejsce. Do pierwszego zabrakło nam tylko 6 punktów – wylicza snajper. - Nad prawidłowością przebiegu zawodów czuwało 100 żołnierzy i kilku cywilów.
 
Na 60 strzałów miał 2-3 pudła. Pluciński dużo strzela. Tygodniowo zużywa 200-300 sztuk amunicji. Ale celność nie jest najważniejsza. Czego najbardziej potrzebuje snajper, by przetrwać?
 
- Najważniejsza jest siła walki – mówi Darek. - Gdy zabraknie broni, to zrzucą nam ją nawet z helikoptera. Tak samo z jedzeniem.
 
Porcje żywnościowe przetrwają 20 lat. Amerykański pakunek żywnościowy zawiera makaron, mięso, ryż. Są porcje wegetariańskie. Jest nawet dżem. Oprócz tego guma do żucia, która czyści zęby, zapałki.
 
Pluciński to również myśliwy. W czterech województwach wyławia dzikie zwierzęta, które wchodzą do miast. Można go spotkać w okolicach Spały, Piotrkowa, Tomaszowa, Bełchatowa i oczywiście Pabianic.
 
- W ciągu jednego dnia w Tomaszowie wyłapałem 30 dzików – mówi. - Mam zlecenie od Wejherowa na odłowienie 60 dzików. Zwierzęta wchodzą do miast, bo ludzie zaczęli mieszkać w lasach i zabierają im ich teren.
 
Na co dzień Pluciński jest instruktorem strzelania bojowego. Prowadzi lekcje dla służb i kursy komercyjne. Służby uczą się celnie strzelać na poligonie w Strzepczu, Wędrzynie, Nowych Dąbiach lub w ośrodkach policyjnych w Słupsku, Śremie czy Włocławku.
 
- Jeśli uczę cywilów, strzelamy na strzelnicy w Sieradzu – wyjaśnia. - U nas w domu strzelać potrafią wszyscy. Żona w prezencie dostała najpierw colta z 1800 roku, a potem glocka. Dla syna broń to zwykła rzecz. Nie robi na nim wrażenia.
 
Coraz więcej cywilów chce nauczyć się prawidłowo posługiwać bronią.
 
- Dziś strzelania uczą się też kobiety i dzieci. Mamy 10-letnich chłopców, którzy świetnie radzą sobie na strzelnicy – wyjaśnia. - Od kilku lat obserwuję ogromny wzrost zainteresowania nauką strzelania.