Agnieszka śpiewała w Nowym Jorku. Na widok doktor Urszuli drży całe województwo. Janina próbuje zbliżyć nasze miasto do Paryża. Iga doradza, jak mieszkać przyjemnie, przytulnie, pięknie. Oto cztery kobiety, którym w robieniu karier nie przeszkadza, że żyją w Pabianicach:

---
ZAŚPIEWAŁA NA BROADWAYU - AGNIESZKA PĘDZIWIATR-PŁUCIENNIK

Twoja muzyczna droga przypomina sen schizofrenika: z jednej strony ambitny jazz, niesamowity głos, a z drugiej występy z Michałem Wiśniewskim i zespołem Ich Troje.

- Ja się tego nie wstydzę. Z Michałem dwa razy śpiewałam w Nowym Jorku na Broadwayu. Zobaczyłam Toronto, Detroit, Chicago. Byłam w Londynie, Brukseli. Wiele tras koncertowych mieliśmy w Niemczech. Michał to świetny menedżer i spec od marketingu. Piszę dla niego teksty piosenek.

A zespół jazzowy Dixie Friends?

- To jazz tradycyjny, jaki grano w latach dwudziestych minionego wieku w Nowym Orleanie. Muzyka prosta, ale nie prostacka. Jest miło, gdy publiczność bawi się razem z muzykami.

Gdzie można Cię usłyszeć?

- Na dwunastu płytach. Od pięciu lat nagrywam muzykę filmową, śpiewam w reklamach, występuję w programach TVP 2. Piszę muzykę. Ostatnio nagrałam piosenkę dla zespołu Closterkeller, gdzie śpiewam za cały chór gospel.

Nie wierzę, że nie myślisz o własnej płycie.

- Pewnie, że myślę. Wcześniejsze próby nie przyniosły wielkiego sukcesu, dlatego nauczyłam się żyć spokojnie, bez oczekiwań. Jestem bardzo szczęśliwą, spełnioną kobietą.

W jakim miejscu jesteś?

- W cudownym. Mam fajny dom, kocham śpiewać, na dodatek dostaję za to pieniądze. Wokalistka nie ma prawa żądać więcej.

Ale nie zawsze było tak pięknie?

- Przez sześć lat od świtu stałam za ladą sklepu z farbami i pędzlami. Po południu skonana biegłam na próbę zespołu. Bywało, że zespół grał, a ja spałam. Ale w sklepie brata i bratowej zarabiałam na życie. Wtedy śpiewałam dla przyjemności.

A dziś?

- Przyjemność wciąż jest - i to ogromna. Ale teraz za wejście do studia, próby, koncerty dostaję pieniądze.

Co robisz, gdy nie śpiewasz?

- Piszę wiersze, piosenki, opowiadania. Zawdzięczam to mojemu poloniście z „czternastki", Sławomirowi Szczesiowi, który miał umiejętność pchania ludzi do przodu. To on zachęcił mnie do pisania.

Masz słabość poza muzyką?

- Uwielbiam pić dobrą kawę podaną w pięknych filiżankach. Jestem uzależniona od perfum - ostatnio Poison na zmianę z Hipnotic, Diora.


---
„PRZYPRAWIANIE WNĘTRZ TO PRZYJEMNOŚĆ" - IGA KNUL-HANS

Uczyłaś dzieci rysować, malowałaś obrazy, tkałaś gobeliny. Dlaczego nagle zaczęłaś malować ściany?

- Gdy przyszłam do pracy w Młodzieżowym Domu Kultury, trwał remont. Pomogłam dyrektorce Grażynie Wójcik dobierać kolory. Potem pomalowałam ostrymi kolorami klatkę schodową w naszym zniszczonym domu. Ale prawdziwe projektowanie wnętrz zaczęło się od przeprowadzki mojego brata, który osiem lat temu kupił mieszkanie i poprosił mnie o pomoc w modernizacji.

Skąd wiesz, że to, co proponujesz na ścianach, spodoba się?

- Staram się poznać osobę, dla której pracuję. Dużo z nią rozmawiam. Potem pokazuję projekt, płytki ceramiczne. Dopiero po akceptacji rozmawiamy o kolorach, dekoracjach.

Czy to jeszcze sztuka?

- Dla mnie tak. Ja traktuję wnętrze jak materiał, w którym ktoś pozwala mi tworzyć. Zdarza się, że na ścianie maluję obraz o rozmiarach trzy metry na sześć metrów.

Ile Ciebie jest w projektowanych wnętrzach?

- Podobno moje wnętrza poznaje się po doborze odcieni kolorów. Nie przepadam za zimnymi barwami, ale jeśli ktoś je lubi, takimi też operuję.

Przeciętna kobieta urządza łazienkę raz, dwa razy w życiu. Ty zrobiłaś ich mnóstwo. Czy to nie nudne?

- Ależ skąd. Nigdy nie urządziłam dwóch podobnych. Łazienka i płytki ceramiczne to prowokacja do tworzenia czegoś nowego. W sklepie płytka podszeptuje, że właśnie w tej łazience wydobędę jej urok.

Nie jest Ci przykro, gdy mówią: „pani już dziękujemy, resztę zrobimy sami". I na stole stawiają sztuczne kwiaty?

- Takie ich prawo. Moja praca raz kończy się na doborze kolorów farb na ściany, innym razem dobieram bibeloty, wazony, upinam firanki, ustawiam doniczki z kwiatami. Mogę uczestniczyć w przyjemności, jaką jest przyprawianie wnętrza.

Co jest modne w tym roku?

- Na wnętrze nie ma mody. Są tylko nowe technologie i coraz większe możliwości. Wnętrze musi mieć charakter, w którym dobrze czują się właściciele. Tak samo projektuje się w Nowym Jorku, Krakowie i Pabianicach.

Odnalazłaś siebie w tym, co robisz? Czy bardziej niż w malowaniu i tkaniu?

- Nadal maluję obrazy, rysuję. Uwielbiam tkać gobeliny, choć na to brak mi czasu. Czuję się spełniona jako plastyk. Zostawiłam swoje realizacje na razie w Moskwie, Warszawie i innych miastach. Marzę o projektowaniu wnętrz w Paryżu, Rzymie, Londynie.

Czego jeszcze potrzebuje Twoja dusza?

- Poczuć zapach Australii. I zamieszkać w białym domku na polu kaktusowym w Hiszpanii.


---
KOLEKCJONERKA ŻAKIETÓW - JANINA KRÓL

Pewnego dnia zupełnie zmieniłaś swoje życie. Byłaś pedagogiem, szefową poradni psychologiczno-pedagogicznej. Pierwsza w Pabianicach wprowadzałaś do szkół programy pracy z dziećmi dyslektycznymi. Dlaczego rzuciłaś to?

- Bo osiągnęłam wszystko, co mogłam. Sprawy dzieci nadal są mi bardzo bliskie, ale chciałam się sprawdzić w innej dziedzinie.

I jak poszło?

- Prawdziwym wyzwaniem było wprowadzenie osiem lat temu na polski rynek ekskluzywnej francuskiej marki New Man. To odzież z najwyższej półki.

Dla wielu osób prowadzenie butiku jest tylko sposobem na zarabianie pieniędzy…

- Dla mnie to stanowczo za mało. Lubię ubierać ludzi w ładne rzeczy.

Po raz czwarty urządziłaś w Łodzi targi mody firm uznanych w świecie. Czym je skusiłaś?

- To są sezonowe "Prezentacje", dwa razy w roku. Sama szukałam sposobu, by móc pokazać kolekcje właścicielom polskich sklepów. Dlatego urządzam stoiska, organizuję pokazy mody. W tym roku w nowoczesnym gmachu Filharmonii Łódzkiej.

Czy jesteś osobą bardzo dobrze zorientowaną w sprawach mody?

- Na pewno, bo rok wcześniej już wiem, jakie kolory i trendy będą obowiązywać. A na dwa lata do przodu znam planowaną kolorystykę.

Co zatem nosi się tej wiosny?

- Modne kolory to pomarańczowy i pistacjowy. Dla pań i panów.

Ulegasz ślepo modzie?

- Nigdy! Noszę rzeczy wygodne, w których dobrze się czuję.

W jaki sposób pabianiczanka dostała się na paryskie salony mody?

- Mam rodzinę we Francji. Kuzyn pracował w firmie odzieżowej Devernois i namawiał mnie na sprowadzenie do Polski tej drogiej marki. To było piętnaście lat temu.

Przyznaj się, czego w szafie masz najwięcej?

- Klasycznych żakietów New Man. W nich czuję się młodziej.

Jak kupować, by wyglądać jak gwiazda?

- Należy kompletować własną kolekcję i tworzyć zestawy. Wtedy po otwarciu szafy większość rzeczy pasuje do siebie. U mnie za ladą nie stoją sprzedawcy, tylko styliści. Strój trzeba umiejętnie dobrać do figury, karnacji skóry, koloru tęczówki oka i charakteru pracy.

Czy Pabianice nie są już dla Ciebie za ciasne?

- Ależ skąd. Pabianice to miejsce dowodzenia na całą Polskę. Wkurza mnie jedynie, że są brudne: piach na chodnikach, brudne przystanki autobusowe, okropnie zaniedbane centrum miasta.

Co robisz w chwilach słabości?

- Krzyczę. Bo nie znoszę braku profesjonalizmu.


---
TRZĘSIE WOJEWÓDZTWEM - URSZULA SZTUKA-POLIŃSKA

Jesteś twardą szefową?

- Mówią nawet, że jestem zimna. Ale to nieprawda. Dużo kosztuje mnie zwolnienie pracownika.

Jak jeszcze o Tobie mówią?

- Apodyktyczna, pragmatyczna. A ja jestem praktyczna.

Często wyrzucasz ludzi na bruk?

- Odchudziłam wojewódzką inspekcję sanitarną o około czterysta osób. Były to odejścia głównie na emeryturę. Teraz zatrudniam tysiąc dwieście osób, w większości z wyższym wykształceniem. Szanuję ludzi za uczciwość. Z takimi lubię pracować.

Ostatni Twój sukces?

- Za trzy i pół miliona złotych zmodernizowałam w ciągu roku stuletni budynek łódzkiej stacji sanepidu. Mamy teraz najnowocześniejsze akredytowane laboratoria w kraju. Możemy dwudziestoma pięcioma metodami badać żywność i wodę, by były bezpieczne dla zdrowia.

Podobno po meble jeździłaś aż do Ikei?

- Oczywiście. Nawet wieszaki w szafkach pracowniczych są z Ikei. To z powodu wysokiej jakości i dobrych cen.

W zeszłym tygodniu zaprosiłaś na naradę do Pabianic piętnaścioro inspektorów z całej Polski. Dlaczego nie do Łodzi?

- Nie wszędzie zjem obiad. W pabianickim Piemoncie jadam, bo mam zaufanie. Dlatego tutaj urządziłam naradę, na której był nawet główny inspektor sanitarny kraju.

Nie dusisz się w Pabianicach?

- Nie. Irytuje mnie jedynie bałagan i totalny brud. Nasze miasto nie ma szczęścia do dobrego gospodarza. Ja staram się promować Pabianice. Gości z konferencji zabrałam tutaj na zakupy. Panie poszły do Pabii, a panowie do Pawo.

Czy surowy dyrektor ma słaby punkt?

- Mam słabość do ciuchów i butów. Cierpi na tym rodzina, bo pieniądze najchętniej wydaję na stroje. Od lat ubieram się w Pabii. Lubię rzeczy drogie, firmowe i luksusowe.

Czy Urszula Polińska zdobyła już wszystko o czym marzyła?

- Nie.