- Mąż wił się z bólu. Umierał na naszych oczach – rozpacza Czesława Pawlak. - Nie był w stanie zrobić kroku…
To było w poniedziałek 16 czerwca. Jeszcze około godziny 11.00 Stanisław Pawlak wraz z żoną robił zakupy. Nic mu nie dolegało, na nic się nie skarżył. Po powrocie do domu przeszywający ból powalił 71-letniego mężczyznę na podłogę. Dochodziła godzina 15.00.
- Szybko złapałam słuchawkę telefonu i zadzwoniłam na pogotowie – opowiada żona. - Prosiłam, żeby karetka przyjechała jak najprędzej, że to nie jest zwykły ból brzucha, że mąż wije się z bólu, ledwo mamrota.
„Do bólu brzucha nie wyjeżdżamy” – padły słowa z drugiej stronie słuchawki.
- W tym czasie może być jakiś wypadek i karetki będą potrzebne – tłumaczyła dyspozytorka.
- Podniosła na mnie głos, a jak nie ustępowałam – opowiada pani Czesława. - Kazała czekać do osiemnastej i dzwonić na Grobelną do nocnej pomocy lekarskiej.
Ból narastał. Pawlak tracił siły. Wtedy do rodziców przyjechał syn, Piotr. Spojrzał na ojca i wystraszył się. Natychmiast zadzwonił na pogotowie.
- Do bólu brzucha nie wyjeżdżamy - jak robot powtarzała dyspozytorka – drżącym głosem opowiada Piotr. - Prosiłem, tłumaczyłem. Dyspozytorka dyskutowała ze mną sześć minut, ale karetki nie wysłała.
Po kilku minutach bezradna pani Czesława znowu sięgnęła po telefon. Odpowiedź nieugiętej dyspozytorki znała już na pamięć.
Wybiła 18.00.
- Nie mamy lekarza – tłumaczyła dyspozytorka z Grobelnej. - Właśnie pojechał do Łodzi, proszę czekać.
- Nie wytrzymałem – opowiada Piotr. - Pojechałem na Grobelną. Błagałem o interwencje. Nie byłem w stanie wsadzić ojca do samochodu. Był skulony, wył z bólu.
Wtedy pielęgniarka z Grobelnej zadzwoniła do szpitala. Gdy Piotr wrócił do rodziców, przed domem stały już dwie karetki. Było po 19.00. Stanisława Pawlaka zawieziono prostu na chirurgię. Po operacji leżał na oddziale intensywnej opieki medycznej. Kilkanaście godzin później zmarł. Diagnoza: peknięte jelito i zapalenie otrzewnej.
Pogotowie ratunkowe odsuwa winę od siebie.
- Nie będę zgadywał, kto zawinił – mówi Grzegorz Anioł, szef Falcka. - Trudno mi coś powiedzieć w tej sprawie. Nasi dyspozytorzy są odpowiednio przeszkoleni i potrafią ocenić czy wzywający karetkę wyolbrzymia, czy rzeczywiście stan pacjenta jest poważny. Jeżeli dyspozytorka odmówiła wysłania karetki, widocznie miała ku temu uzasadnione powody.
O skutkach spóźnionej pomocy dla ojca Piotr Pawlak powiadomił prokuraturę.

(cały artykuł – we wtorkowym Życiu Pabianic z biedronką)