Ogień strawił ocieplenie jednej ściany dwupiętrowego domu przy ulicy Niskiej na Zatorzu. Spłonął też balkon obudowany drewnem. Nadpalony jest dach domu. Strażacy już ugasili pożar. Teraz leją wodę na rurę, z której wciąż ulatnia się gaz. Co chwilę z rury bucha ogień. Gazownicy nie dali rady szybko zakręcić zaworu gazu znajdującego się w ulicy. Mieli problemy z dostaniem się do studzienki. W tym czasie pogotowie energetyczne odłączyło prąd.
- Odsunąć się, bo tutaj się gaz ulatnia! - strażak denerwował się na gapiów .
Zagrożony teren został odgrodzony. Przyjechała Straż Miejska, żeby nikt nie zbliżał się do budynku, w którym wciąż syczał gaz.
- Wyjechałam tylko po zakupy. Jak wróciłam, to straż pożarna gasiła mój dom - mówi właścicielka domu. - Pali się tam, gdzie jest licznik zaplombowany przez gazownię.
Ogień zobaczył około godziny 12.30 jej sąsiad, który porządkował przydomowy ogródek.
- Najpierw był wybuch, ale nie wiedziałem gdzie - opowiada. - Potem poczułem dym. No to zacząłem się rozglądać. I zobaczyłem ogieńu sąsiadki . Od razu wezwałem straż.
W akcji na ulicy Niskiej biorą udział wozy strażackie, pogotowie gazowe, pogotowie energetyczne i strażnicy miejscy.
- W domu jest zamknięty pies. Nie wiem, czy nie zdechł ze strachu - martwi się właścicielka. - Dom mam ubezpieczony. Jeśli winna pożaru jest gazownia, to będę ją skarżyć w sądzie.
Gaszenie zajęło strażakom 2 godziny i 3 minuty. W akcji brało udział 5 zastępów - 11 strażaków.
- Straty szacowane są na 30.000 zł. Uratowaliśmy dom wart 400.000 zł - podsumowuje akcję dyżurny Straży Pożarnej. - Musieliśmy długo schładzać ścianę, bo gazownicy nie mogli znaleźć w ulicy głównego zaworu, żeby odciąć dopływ gazu. A gdy wreszcie znaleźli, mieli kłopoty z zakręceniem. Dla bezpieczeństwa mieszkańców okolicznych domów odcięliśmy prąd.