- Dzieci jest tak dużo, że musielibyśmy stworzyć 17 nowych grup, żeby wszystkie pomieścić – tłumaczy Waldemar Boryń, naczelnik Wydziału Edukacji w Urzędzie Miejskim. - A pieniędzy starczyłoby na zaledwie kilku grup.
Utworzenie dodatkowych grup wymaga nowych pomieszczeń. Pieniądze byłyby potrzebne na zakup dywanów, ławek i krzesełek oraz zabawek. To jednak nie są największe koszty. Najdrożsi są nauczyciele. Do jednej grupy potrzebnych jest trzech opiekunów. Same wypłaty dla nich to koszt około 100.000 rocznie.
- Tylko, czy jest sens otwierać dodatkowe przedszkole, żeby po dwóch latach je zamknąć – zastanawia się Boryń. - Przecież jak sześciolatki pójdą do szkoły, z przedszkoli odejdzie cały rocznik.
Wyjściem mogłyby być tutaj prywatne, kilkuosobowe przedszkola. Do Wydziału Edukacji zgłosiła się jedna osoba chętna do utworzenia takiej grupy. Przeraziły ją jednak koszty przedsięwzięcia i warunki, jakie musiałaby spełnić. Bo, żeby założyć przedszkole, trzeba mieć odpowiedni lokal i zaplecze sanitarne, a prowadząca je osoba musi mieć przygotowanie pedagogiczne.
Listy rezerwowe są w tym roku długie. 56 dzieci nie przyjęto do najbardziej obleganego „Misia Uszatka”, przedszkolna nr 4. Najbardziej poszkodowane są trzylatki, bo jest ich najwięcej.
- Przyjęłam w tym roku 289 dzieci – tłumaczy Zofia Król, dyrektorka PM nr 4. - Chętnych było 345.
Sporą popularnością w tym roku cieszyło się też przedszkole nr 13 przy ulicy Mokrej. Tu ze 143 chętnych, 64 dzieci trzeba było wpisać na listę rezerwową.
Tylko 24 dzieci nie dostały się do Przedszkola Miejskiego nr 15 przy Piotra Skargi. Oczekują na liście rezerwowej. Całkiem możliwe, że część z nich znajdzie miejsce w tym przedszkolu w połowie września lub w październiku.
- Rodzice często na początku roku przedszkolnego rezygnują z miejsc dla swoich dzieci – mówi Halina Klatt, dyrektorka PM nr 15. - Różne są sytuacje, a to dziecko płacze, a to mama wraca do pracy po wychowawczym i dostaje wymówienie. Co roku tak się zdarza.

Niektórzy rodzice byli tak nadgorliwi, że złożyli karty we wszystkich placówkach w Pabianicach, ale takie zachowanie wcale nie gwarantowało dzieciom miejsca w przedszkolu.
W tym roku pierwszeństwo przyjęć miały pięcio- i sześciolatki, dzieci rodziców samotnych, pociechy obojga rodziców pracujących oraz maluchy wychowywane w rodzinach zastępczych.