- Powinniśmy wziąć przykład z Łodzi – mówi Pani Wanda ze Starego Miasta. - Jeśli pada, albo jestem zmęczona i siedzę na przystanku, to nie mam ochoty, żeby mi ktoś dymił w twarz. Niestety zwrócenie uwagi nie zawsze pomaga, bo przecież każdemu wolno...
W Łodzi od zeszłej soboty nie można palić na przystankach. Za złamanie zakazu grozi mandat, nawet 500 zł.
W miastach, gdzie zakaz już wprowadzono ustalono też, że strefa bez papierosa istnieje niezależnie od tego, czy na przystanku jest wiata, czy nie. Palenie jest zabronione w odległości 15 metrów od słupka. Zakaz palenia obowiązuje też na placach zabaw dla dzieci. Administratorzy osiedli mają obowiązek postawienia tam tablic z napisem "zakaz palenia tytoniu". Nie ma możliwości wydzielenia ławeczek dla palaczy-opiekunów.
Zmorą przystanków są również porozrzucane niedopałki papierosów. 
Wielu palaczy traktuje przystanek jak palarnię – dodaje pani Wanda. - Kopcą jak szaleni, żeby zdążyć wypalić zanim nadjedzie autobus. Gdy ten przyjedzie, rzucają pety byle gdzie.

Zapytaliśmy, co sądzą o zakazie palenia na przystankach:
Jarosława Haburę, prezesa Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego:
    - To jest trudny temat, zwłaszcza jeżeli chodzi o jego wyegzekwowanie. Przyznaję, że dużym problemem na przystankach są porozrzucane pety. Może zatem lepiej zadbajmy o zabezpieczenie koszy na śmieci i zwróćmy uwagę, na czystość w mieście, a nie wchodźmy w mandaty i odliczanie krokami kto w jakiej odległości od przystanku pali papierosy.

Prezydenta Zbigniewa Dychtę:
    - Nie widzę możliwości egzekwowania takiego zakazu, więc go nie wprowadzimy. Ale apeluję, żeby nie palić papierosów, nie tylko na przystankach, ale i na ulicach. Na przystankach to jest już plaga. Jak sami nie zaczniemy dbać o czystości miasta i nie przestaniemy wszędzie palić, to będziemy mieszkali w najbrudniejszym i najbardziej śmierdzącym mieście w Polsce.