Podobno szukał Pan sposobu na rozwiązanie Rady Miejskiej?

- Tak. Pytałem prawników, czy to jest możliwe.

I?

- Nie da rady.

Dlaczego Pan chciał to zrobić?

- Prezydent i wiceprezydenci rządzą sami, nas nie pytają o zdanie. Ta rada nie stanowi nic. Zastanawiam się, czy jesteśmy potrzebni i za co bierzemy pieniądze.

Ktoś to radnym przepowiedział na początku kadencji…

- Owszem. Mamy w ratuszu taką wróżkę miejską…

Kogo?

- Wróżkę miejską. Jest nią mecenas Irena Zirk-Sadowska. Przed 2 laty powiedziała nam, że nic nie jesteśmy warci i nic nie możemy. Wywróżyła to, co dziś stało się faktem. Chciałbym jej pogratulować dalekowzroczności, również we własnych sprawach.

Na przykład…

- Ta pani podpisała niezwykle korzystną dla siebie umowę z Targowiskami Miejskimi. Kontrakt na 10 lat z klauzulą, że w razie rezygnacji z usług pani mecenas, spółka musi jej wypłacić należność za całe 10 lat. Prezydent obiecał, że sprawa zostanie wyjaśniona we właściwy sposób. Wątpię w to, bo do dziś nie wiemy, na jakich zasadach działa ta spółka. Jakie ma wyniki finansowe, skoro na jednego fizycznego przypada tam 3 umysłowych. Odpowiedź na te pytania dałaby nam obraz gospodarności miejskich urzędników.

Mówił pan, że w ratuszu zalęgły się krasnoludki, które ukrywają przed radnymi ważne dokumenty. Czy już je wytropiono?

- Jeden taki sam się ujawnił. Okazał się nim wiceprezydent Marek Błoch. Przyznał, że to on schował do szuflady propozycje nowych stawek opłat za wodę i ścieki i trzymał tak długo, aż nie mogliśmy już nic zrobić. Nowe taryfy ustalił sam. I na dodatek w dokumencie zatwierdzającym stawki napisano, że to "w związku z faktem, iż Rada Miejska nie podjęła uchwały w sprawie zatwierdzenia taryf".

A przeprosił?

- Przeprosił. Pierwszy raz od 2 lat usłyszałem z ust wysokiego urzędnika to słowo. Ale nikt nie przeprosił pabianiczan, a to oni będą płacić za jego zachowania. Przez tego krasnoluda jesteśmy jednym z 4 miast w Polsce o najwyższych cenach na wodę i ścieki. Za taki numer powinien polecieć ze stanowiska, ale wątpię w to, bo ma bardzo tolerancyjnego szefa. Zresztą prezydent Berner jest taki nie tylko dla pana Błocha…

A dla kogo jeszcze?

- Na przykład dla Pawła Górskiego, dyrektora szpitala miejskiego, który notorycznie wymienia naszych lekarzy na desantowców z Łodzi. Rządzi się pieniędzmi pracowników jak swoimi, każąc im ubezpieczyć się w firmie, którą sam wybrał.