- Szczęście, że nikt nie zginął - mówią świadkowie zdarzenia.

50-letnim szaleńcem z opla zajęli się ratownicy medyczni i policjanci. Ci pierwsi wyciągnęli go zza kierownicy i założyli kołnierz ortopedyczny. Policjanci zarządzili badanie krwi kierowcy na obecność alkoholu. Spisali dane personalne i zeznania świadków.

Rajd szaleńca uliczkami osiedla na Bugaju zaczął się przed godziną 20.00 na ulicy Smugowej. Opel dojechał do końca ulicy i zawrócił. Po drodze skosił młode drzewo. Następnie wjechał w ulicę Wajsówny i gnał, nie zważając na jadące z przeciwka auta.

- Jechał na czołówkę – opowiadają mieszkańcy okolicznych bloków. - Kierowcy aut hamowali, widząc szaleńca.

Opel nie zmieścił się w wąskiej uliczce. Potrącił stojący równolegle do krawężnika samochód marki Volvo. Ale nie zatrzymał się. Pognał prosto przez skrzyżowanie z ulicą Popławską. Wjechał między stojące przy Popławskiej auta. Na krawężniku podbiło go. Urwał się przedni zderzak. Kierowca nie zważając na to, zjechał z trawnika - między auta stojące na parkingu przed supermarketem. Dojechał do ogrodzenia Lewityna. Tam zatrzymał się i z piskiem opon zawrócił. Pędził przy wejściu do supermarketu, ale kierowca stracił panowanie nad kierownicą .Skosił cztery betonowe słupki. Auto zawisło na dwóch ostatnich. To był koniec rajdu.