Już czwarta osoba zginęła pod kołami pociągu na ścieżce przy Młynach.

- Ludzi nie odstrasza ani drewniany krzyż, ani znicz płonący przy torach - mówi właściciel pobliskiego warsztatu.

Czwarta tragedia wydarzyła się w piątek 13 lutego rano. Dochodziła godzina 8.40, gdy 82-letni Henryk M., mieszkaniec Karniszewic, wracał do domu z porannych zakupów. Szedł na skróty. Często przechodził przez torowisko za Młynami. Najpierw z ulicy Partyzanckiej skręcił na ścieżkę wydeptaną w śniegu. Potem szedł wzdłuż betonowego płotu oddzielającego teren Młynów od torów kolejowych. Przed górką skręcił na tory. Po drugiej stronie szyn jest ścieżka prowadząca do pobliskich domów i ulicy Karniszewickiej. Nie zauważył, że pociąg był już bardzo blisko.

- Zobaczyłem człowieka na torach i zacząłem hamować - opowiada maszynista pociągu relacji Łódź-Sieradz. - Potknął się i upadł. Podniósł się i znowu upadł. Już nie zdążył wstać…

Maszynista nie miał szans na zatrzymanie rozpędzonego kolosa. Przyjechała karetka pogotowia. Ale lekarz był bezradny. Stwierdził zgon.

Dziś pali się tam znicz i stoi drewniany krzyż. Ale to nie odstrasza mieszkańców Karniszewic od skracania sobie drogi do miasta.

- Dlaczego pan tędy idzie? - zapytaliśmy młodego mężczyznę przebiegającego przez tory godzinę po tragedii.

- Bo jest bliżej niż do strzeżonego przejazdu - odpowiedział.

- Stale tędy chodzą - mówi dróżnik z posterunku przy ul. Wspólnej. - Pracuję tu szesnaście lat. To już czwarty wypadek w tym miejscu. Przed laty ktoś położył betonowe płyty przy torach i zrobił przejście. Ludzie się przyzwyczaili i chodzą. W końcu są dorośli i każdy odpowiada za siebie. Pociągów jest teraz mniej, ale wcale nie jest bezpieczniej.

Od ścieżki przy ul. Partyzanckiej, prowadzącej do dzikiego przejścia, do przejazdu przy ul. Wspólnej, jest 500 metrów. Do przejazdu przy ul. Lutomierskiej - 800 metrów. Dla mieszkańców Karniszewic to za daleko. Zwłaszcza dla starszych.

- Ludzie zawsze sobie skracali drogę, przechodząc przez tory - mówi właściciel pobliskiego warsztatu samochodowego. - Nie odstraszy ich drewniany krzyż ani znicz.

Patrole strażników ochrony kolei nie chodzą wzdłuż torów.

- Trzeba by ustawić im budkę przy Młynach, wtedy może by upilnowali
- zastanawia się dróżnik. - Ale kolei na to nie stać.

Kładki nad torami też nie będzie. Ani odgrodzenia torowiska od ulicy. Są zbyt drogie.