Ryszard Gabara od dwóch lat cierpi na szybko postępujący zanik mięśni. W lipcu ubiegłego roku przestał chodzić. „Jestem całkowicie zależny od innych” - napisał w dramatycznym liście do Życia Pabianic.
Do 2006 roku Gabara mieszkał w Kolumnie. Jego mama i siostrzenica mieszkają w Pabianicach. Zajmują pokój z kuchnią i łazienką w bloku przy ulicy Cichej. „Kiedy stan zdrowia nie pozwalał mi już na samodzielną egzystencję, przeprowadziłem się do nich” – w liście do redakcji wyjaśnia ciężko chory człowiek.
- I tak na kilkunastu metrach kwadratowych pokoju stanęło szpitalne łóżko pacjenta i kanapa, na której śpią obie kobiety – opowiada pielęgniarka Beata Kociołek.
81-letnia matka obiecała synowi, że nie odda go do domu opieki. Że Ryszard dożyje swych dni pod dachem domu mamy.
Gabara nie ma prawa do grosza renty, bo ani on, ani ludzie, u których pracował, nie opłacali obowiązkowych składek. Ryszard ma pięćdziesiąt kilka lat, przed chorobą robił „na czarno”.
- Odkąd zachorował, pomaga mu opieka społeczna – wyjaśnia pielęgniarka.
Renty specjalnej odmówił Gabarze Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Powód? Wszystko, co zarobił, brał dla siebie, nie dbając o przyszłość.
- Już nie wiem jak pomóc tej rodzinie – martwi się pielęgniarka, która choremu załatwia leki, środki czystości, higieny osobistej.
Beznadziejną sytuacją Gabarów zainteresowaliśmy posła na Sejm – Andrzeja Biernata.
- Resztę opowiedziała mi pielęgniarka Beata Kociołek - mówi poseł. – Niedługo potem z pomocą grona przyjaciół udało się załatwić najbardziej niezbędny sprzęt dla chorego. Zebraliśmy też pewną kwotę pieniędzy na najpilniejsze zakupy.
To urządzenie, to ssak niezbędny choremu, bo cierpi on na postępującą niewydolność układu oddechowego. Kupił go Piotr Wawrzyniak, właściciel firmy transportowej z Łodzi.
- Takie urządzenie kosztuje około dwóch tysięcy złotych – wyjaśnia pielęgniarka. - Rodziny Gabarów nie było stać na ssak, bo utrzymuje się tylko z emerytury matki.
Kto jeszcze może pomóc Gabarom?
- Pani Gabara jest naszym częstym gościem – mówi Joanna Ubych, dyrektorka Miejskiego Centrum Pomocy Społecznej. - Znamy sytuację tej rodziny i pomagamy jak możemy. Najczęściej jest to pomoc finansowa na zakup środków higienicznych.
Opiekunki z MCPS próbowały rozmawiać z chorym i jego rodziną. Przekonywały, że najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby umieszczenie pacjenta w domu pomocy społecznej.
- To niedaleko od ich domu – mówi Ubych. – Pan Ryszard miałby tam własny pokój, opiekę lekarską i pielęgniarską przez całą dobę. Ale matka i syn nie chcą o tym słyszeć.