Grażyna Małolepsza pracowała w Stanach Zjednoczonych.

- Gonimy Amerykę standardami leczenia, diagnostyką i poziomem opieki medycznej - mówi.

Ale gdy ma powiedzieć o zarobkach, mina jej rzednie.

- W Polsce praca pielęgniarki to raczej misja niż zarabianie na życie - twierdzi. - Mam nadzieję, że pensje pielęgniarek wreszcie dorównają poziomowi naszej pracy.

Na razie zarabiają mało. Absolwentka szkoły z rocznym stażem zarabia 900 zł brutto.

Małolepsza od 26 lat jest pielęgniarką na oddziale wewnętrznym. Tam leżą pacjenci z niewydolnością krążenia, po udarach, chorujący na nadciśnienie. Wiosną i jesienią sporo jest cierpiących z wrzodami żołądka i dwunastnicy. Na cukrzycę jest chory co trzeci pacjent. Pielęgniarki uczą ich, jak wstrzykiwać insulinę.

- Teraz pacjent krótko leży w szpitalu, mamy więc mało czasu, by go poobserwować - mówi Małolepsza, oddziałowa pielęgniarka oddziału wewnętrznego II. - Chorych, którzy nie wstają, musimy co dwie godziny odwrócić. Obserwujemy, co się z nimi dzieje i notujemy to w raportach.

Raporty pielęgniarek czyta lekarz. Dzięki nim wie, co się dzieje z chorym przez całą dobę.

- Pielęgniarka uczy pacjenta, jak żyć z chorobą: czego nie wolno jeść, czego nie wolno robić - wyjaśnia oddziałowa. - Wysłuchujemy skarg na życie, na rodzinę, na ból…

Ponad tysiąc porodów odebrała Urszula Denuszek, która na porodówce pracuje 27 lat.

- Pamiętam, jak rodziły się pabianickie trojaczki w 1986 roku - wspomina Denuszkowa, dziś oddziałowa położniczego, ciąży powikłanej i bloku porodowego. - Myśleliśmy, że to koniec, gdy urodziło się dwoje dzieci. Ale czuję, że jest trzecie. Kilka minut później urodziła się śliczna dziewczynka. Wtedy nie było dokładnych badań przedporodowych.

Denuszkowa prowadzi w szpitalu szkołę rodzenia. Coraz częściej w zajęciach towarzyszą mężowie "uczennic".

- Ciężarne po szkole mają zaufanie do położnej. Dzięki szkole rodzenia na porodówce wiele się zmieniło - dodaje. - Kobiety współpracują przy porodzie, rozumieją fizjologię. Łatwiej i szybciej przez to przechodzą.

Pracę pielęgniarki Denuszkowa zaczynała w szpitalu na Starym Mieście.

- Wtedy kobiety leżały na łóżkach polowych, czekając na poród. To był koszmar - wspomina.

Jesienią konkurs na oddziałową "dziecięcego" wygrała Irena Hofman-Kałużna - pielęgniarka z 25—letnim stażem. Na tym oddziale pielęgniarki są "ciociami". Tak mówią do nich mali pacjenci. Małego pacjenta trzeba pogłaskać, przytulić i utulić do snu. To pomaga bardziej niż tabletka.

- Nie wolno go oszukiwać - mówi siostra Irena. - Małego pacjenta musimy przygotować na ból. Dziecko wie, kiedy zrobimy zastrzyk lub pobierzemy krew. Jeśli spróbujemy oszukać dziecko, ono straci do nas zaufanie.



***
Na 16 szpitalnych oddziałach pracuje 300 pielęgniarek i położnych. Nie muszą już nosić czepków i białych fartuchów.

- Czepki zdjęłyśmy na początku lat dziewięćdziesiątych - mówi Mariola Majchrowska, przełożona leczenia zamkniętego. - Były niewygodne. Przeszkadzały, gdy pochylałyśmy się nad chorymi.

- Nasze pielęgniarki wciąż podnoszą kwalifikacje. Wiele z nich studiuje, trzy już mają tytuł magistra pielęgniarstwa. Kilkanaście pań chodzi na kurs języka angielskiego z poszerzoną terminologią medyczną - wylicza Stefania Osińska, naczelna pielęgniarka w SP ZOZ.