Do opuszczonej i niepilnowanej fabryki regularnie wchodzą złodzieje. Kradną tkaniny, silniki krosien, złom. Wynieśli też ampułki z kwasem solnym i chemikalia, które w fabryce służyły do utrwalania barwników i wykańczania tkanin. W środę po południu strażacy zabrali z ulicy reklamówkę pełną niebezpiecznych substancji. Gdyby chemikalia wpadły w ręce dzieci bawiących się w pobliskiej piaskownicy, mogłoby dojść do tragedii.

- Groziło to poparzeniem dróg oddechowych. Już same opary tych chemikaliów są niebezpieczne - tłumaczy Urszula Polińska, dyrektorka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. - Niebezpieczne odczynniki wynieśli ludzie, którzy nie zdają sobie sprawy z zagrożenia.

Nikt nie wie, ile ampułek zniknęło z laboratorium chemicznego Pawelany.

- Na wniosek prokuratora wywieźliśmy odczynniki chemiczne i zabezpieczyliśmy je - uspakaja podinspektor Zbigniew Kornelski, zastępca komendanta policji.

Nie wszystkie. W fabryce wciąż stoją 100- i 200-litrowe beczki ze stężonym kwasem octowym. To trucizna.

- Wysłać je do fabryki robiącej ogórki konserwowe… - kpił z niebezpieczeństwa pułkownik Jerzy Kunach, szef Obrony Cywilnej w Urzędzie Miejskim.

- To nie jest kwas spożywczy! - oburza się Ewa Dobros z sanepidu.

- Pawelana jest w prywatnych rękach i nic nie można zrobić - twierdzi płk Kunach.

- Z mojego punktu widzenia i siedzenia nic nie mogę zrobić - twierdzi sarkastycznie Jakub Dolewka, drugi pracownik Obrony Cywilnej Pabianic.

Życie Pabianic zaproponowało mu, by zmienił pracę. Na tym stanowisku jest nieprzydatny.

- Fabryka stoi na terenie miejskim, dlatego prezydent powinien kazać swym służbom, by zabezpieczyły chemikalia. Rachunkiem za to należy obciążyć właściciela fabryki, pana Ryszarda Kruschego - uważa Paweł Glapa, szef sztabu antykryzysowego w Starostwie Powiatowym. - My zajmujemy się problemem, gdy dotyczy przynajmniej dwóch gmin.

Trzy miesiące temu strażnicy miejscy odkryli, że w Pawelanie jest niestrzeżone laboratorium chemiczne. Drzwi były otwarte, każdy mógł tam wejść. Na polecenie Hieronima Ratajskiego, wiceprezydenta Pabianic, drzwi zostały zaspawane. Mimo to nocą w Pawelanie grasowali złodzieje.

- Chemikalia wynoszone z fabryki są niebezpieczne - denerwuje się Bożenna Frydrych z sanepidu.

Niedługo potem na ulicy znaleziono ampułki z kwasem solnym, wapnem gaszonym, węglanem sodu, jodem, bromem, azotanem srebra i zasadą sodową. Wdychanie oparów tych związków może spowodować wewnętrzne poparzenia. Gdyby pół roku temu Obrona Cywilna zabezpieczyła chemikalia, dziś nie leżałyby na ulicy.

W piątek na rozkaz prezydenta Jana Bernera zebrał się sztab antykryzysowy, a do fabryki weszły służby miejskie. Łańcuchami zablokowali dzikie wejścia. Założyli kłódki na kraty. Zaspawali drzwi. Po raz drugi przyjechali do Pawelany w poniedziałek rano. Tym razem w towarzystwie sanepidu, straży pożarnej, Straży Miejskiej i obrony cywilnej mieli zabezpieczyć beczki z chemikaliami. Wtedy pojawił się Ryszard Krusche, właściciel Pawelany, który nie interesował się swoją własnością od wielu miesięcy. Dziennikarzy wyrzucił z terenu fabryki.

- Pan Krusche zobowiązał się, że do 13 czerwca wywiezie i zutylizuje chemikalia - mówi młodszy brygadier Wiesław Sokołowski ze Państwowej Straży Pożarnej.

Za przetrzymywanie substancji toksycznych i żrących niezgodnie z przepisami przeciwpożarowymi został ukarany mandatem w wysokości 500 zł. Strażacy weszli do fabryki z explozymetrem. To urządzenie do wyszukiwania niebezpiecznych materiałów.

- W dwóch beczkach znaleźliśmy toksyczne substancje. W pozostałych była żrąca chemia - wylicza Sokołowski.
Na terenie fabryki zostało 15 ogromnych beczek z chemikaliami.

- Sprawdzimy później, gdzie pan Krusche zutylizuje te chemikalia - obiecuje Kornelski.

Po wyjściu komisji, drzwi do fabryki od ul. Grobelnej zostały zaspawane.

Życie Pabianic dowiedziało się, że to nie powstrzyma szabrowników.

- Do Pawelany wchodzi się od strony rzeki - wyjawia nasz informator. - Tam są dwa wejścia.

Spawy nałożone w marcu na drzwi fabryki, pękły kilka dni później od uderzeń młota.

- Chemikalia były podrzucone na ulicy, by odwrócić uwagę od Pawelany — dodaje informator. - Dzięki temu szabrownicy wynosili wszystko, co im wpadło w ręce.

Reporterzy Życia Pabianic ustalili, że chemikalia zostały wyrzucone na wabia. W środę przed godz. 16.00 ktoś anonimowo poinformował, że na ul. Gryzla leży reklamówka z chemikaliami. Przyjechały wozy straży pożarnej, policji i Straży Miejskiej. W tym czasie duża grupa złodziei weszła do Pawelany. Na rogatkach stały "czujki". Złodzieje obserwowali też akcję strażaków na ul. Gryzla. Mieli telefony komórkowe, by ostrzec wspólników o zbliżającym się patrolu policji. Ale żaden radiowóz nie pojawił się przy Pawelanie.

- Tu się kradnie na zlecenie - mówi informator. - Ktoś zamawia silnik z krosna, inny bele tkanin albo części z samochodu lublin, który stoi w garażu.

Z kilkuletniego auta niewiele już zostało. Za belę skradzionej tkaniny na spódniczki, spodnie, garnitury czy garsonki krawcy płacili 70-100 zł. Tanio, bo metr bieżący tkaniny wełnianej w hurtowni kosztuje od 20 do 50 zł. Zimą szabrownicy wynieśli ponad 90 zwojów tkanin - każda ważyła około 30 kg. Handlarz z targowiska zlecił kradzież hydraulicznej wagi. Są też chętni na rury, które leżą w podwórku.

Według informacji, które zebrali reporterzy Życia Pabianic ponad 100 ampułek z chemikaliami wyniesionych z Pawelany jest schowanych w jednej z piwnic bloku przy ul. Narcyza Gryzla.