Na miejskim kąpielisku przyjemnie jest zachłysnąć się wodą. Wtedy na ratunek biegnie Martyna Tokarczyk - wakacyjny ratownik.

- Nie musiałam jeszcze nikogo ratować - śmieje się opalona blondynka. - Za to sporo pracuję jako pielęgniarka.

Martyna opatruje skaleczone stopy dzieci baraszkujących w wodzie. W stawie jest sporo małż. Gdy otworzą skorupki, są niebezpieczne. Ostre krawędzie przecinają skórę kąpiących się.

- Opatrywałam też głowę dorosłemu pływakowi. Dostał kamieniem - opowiada ratowniczka. - Kamień rzucił z brzegu mały chłopiec. Gdy zobaczył, co zrobił, uciekł.

Martyna musi się nakrzyczeć.

- Głównie na chłopaków, którzy wypływają poza boje. Wydaje im się, że są świetnymi pływakami - mówi.

W Lewitynie pływać można tylko do czerwonych boi, gdzie woda ma 1,5 m głębokości. Kto nie umie pływać, nie może przekroczyć żółtych boi.

- Słuchają mnie - zapewnia ratowniczka. - Moja pomarańczowa koszulka i czapeczka robią wrażenie.


---
MARTYNA TOKARCZYK

Ile ma lat: 20.

Gdzie mieszka: w Ksawerowie.

Co robi: studiuje w Wyższej Szkole Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi na wydziale pedagogicznym o specjalności wychowanie fizyczne i rekreacja.

Kim chce być: trenerką tenisistów lub pływaków.

Jak została ratowniczką: nauczyła się pływać w III klasie szkoły podstawowej. Trenowała dwa razy w tygodniu. Przed trzema laty zdała egzamin na ratownika. Musiała skoczyć do wody, przepłynąć półtora kilometra, zanurkować, holować topielca i udzielić mu pierwszej pomocy.