Złodzieje grasują już w Łodzi, Pabianicach, Bełchatowie, Zduńskiej Woli.

- Niedawno wpięli się w sieć na jednym z łódzkich osiedli - przyznaje Zbigniew Drochobycki, rzecznik Telekomunikacji.

W jednej z podłódzkich wsi okradli wszystkich mieszkańców, którzy mają telefony stacjonarne. Na każdym rachunku nabili około 300 zł.

Zagrożony jest każdy abonent TP SA. Złodzieje wykorzystują nową usługę Telekomunikacji - doładowywanie kont Pop (w telefonach komórkowych na kartę w sieci Idea) z telefonów stacjonarnych. Można to zrobić, dzwoniąc pod numer 0-300-900-900.

- Usługa działa od zeszłego roku - mówi Zbigniew Drochobycki, rzecznik TP SA.

Złodzieje szybko zwietrzyli, że to żyła złota. Zyski z okradania abonentów TP SA są tak duże, że zainteresowały się nimi zorganizowane grupy przestępcze. Gangsterzy od kilku miesięcy masowo kupują wyczerpane karty Pop. Potem doładowują je na koszt abonentów TP SA. Tworzą przede wszystkim karty z limitem 50 i 100 zł. Sprzedają je za połowę wartości.

Patent jest prosty jak konstrukcja gwoździa. Wystarczy włamać się do szaf Telekomunikacji, które stoją przed blokami, lub do skrzynki w bloku. Potem podłączyć do linii prywatnych abonentów i dzwoniąc na numer 0-300-900-900, doładować kartę na ich rachunek. Telekomunikacja wlicza koszt doładowania do następnego ruchunku za telefon.

- Ale zdarzają się dużo bardziej bezczelni złodzieje - opowiada Zbigniew Drochobycki. - Pukają do drzwi naszych abonentów i pytają, czy mogą wezwać pogotowie przez telefon. Potem, pod nieuwagę gospodarzy, szybko doładowują konta na kartach POP.

Dlatego warto sprawdzić każdy podejrzanie wysoki rachunek za telefon, nawet jeśli kwota nie jest szokująca. Najlepiej - zamawiając biling. Złodzieje czasami nabijają na jeden numer zaledwie 10 czy 20 zł, by nie zwracać na siebie uwagi.

Telepajęczarze grasują na terenie całego kraju. Pojawili się w Szczecinie, Lublinie, Opolu. W Warszawie policja zatrzymała młodego mężczyznę, który powiększał limity na kartach Pop. Miał przy sobie pękaty zeszyt z numerami do doładowania. Nie chciał powiedzieć, dla kogo to robi.

Według nieoficjalnych informacji w ostatnich trzech miesiącach okradziono 300.000 osób. Telekomunikacja nie chce ujawnić prawdziwej liczby poszkodowanych. Ale przyznaje, że ilość reklamacji usług numeru O-300-900-900 drastycznie rośnie.

- Sprawdzamy każdą reklamację. Nasi konserwatorzy oglądają urządzenia w skrzynkach, sprawdzają styki. Jeśli odkryją nieprawidłowości, reklamacja jest uznawana - mówi rzecznik TP SA.


***
JAK SIĘ UCHRONIĆ

Jest tylko jeden pewny sposób. Trzeba zablokować połączenia na numery 0-700 i 0-300. Aby to zrobić, wystarczy zadzwonić pod numer Błękitnej Linii (93-93). Połączenie jest bezpłatne. Potem trzeba wcisnąć "1" na klawiaturze telefonu, poczekać na zgłoszenie konsultanta i zamówić blokadę. Usługa nic nie kosztuje.


***
HISTORIA KRADZIEŻY IMPULSÓW

Złodzieje impulsów pojawili się na początku lat 90., gdy Telekomunikacji przybyło abonentów. Najpierw kradli głównie handlarze z Azji, którzy mieszkali w naszym kraju. Wynajmowali mieszkania, a w nich tworzyli centra telefoniczne dla rodaków. W zamian za stałą opłatę można było porozmawiać z rodziną za granicą. Rachunki obciążały właścicieli mieszkań. Sumy przekraczały 100 tys. zł. Druga fala kradzieży pojawiła się wraz z uruchomieniem usług na numery 0-700. Telepajęczarze okradli wtedy kilkaset tysięcy abonentów TP. Telekomunikacja rzadko uznawała relkamacje. Wiele spraw miało finał w sądach. Później złodzieje zaczęli wykorzystywać Internet. Wysyłali do naszych komputerów ukryte programy tzw. dialery. Dialery łączyły się z płatnymi liniami 0-700 przy każdym uruchomieniu Internetu. Nabijały rachunki niczego nieświadomym użytkownikom sieci.