O problemach z przebiegiem prac w termomodernizowanych placówkach miejskich pisaliśmy już wielokrotnie. W najgorszej sytuacji są dwa budynki – Przedszkole Miejskie nr 14 i Żłobek Miejski przy ul. Piotra Skargi. Rodzice przedszkolaków z „czternastki” ostatnie oficjalne informacje usłyszeli w sierpniu. Dowiedzieli się wówczas, że ich pociechy nie wrócą we wrześniu do swojego przedszkola. A w zamian muszą zaprowadzić dzieci do Szkoły Podstawowej nr 15. Większość z nich pogodziła się z chwilowymi niedogodnościami, wiedząc, że przedszkole przy Odrodzenia nie jest gotowe na przyjęcie dzieci. Nikt jednak nie spodziewał się, że niekomfortowa sytuacja będzie trwała tak długo. Przez kolejne tygodnie słyszeli już różne propozycje terminów. Najpierw było kilka terminów w październiku, a później wieści się urwały. Wiedząc, że ostateczny termin zakończenia prac, jaki ma wykonawca, to 30 listopada, pogodzili się z faktem, że chociaż jeszcze przed świętami ich pociechy wrócą do swojego przedszkola. W środę jednak usłyszeli, że tak długo wyczekiwany przez nich termin powrotu może się mocno przesunąć. Aż do przyszłego roku.

Zobacz: Przedszkole nr 14 zamknięte. Gdzie podzieją się dzieci?

Do spotkania w Urzędzie Miejskim z prezydentem, jego zastępcami, naczelnikiem Wydziału Inwestycji i Eksploatacji oraz przedstawicielami firmy Siemens (partner miasta w projekcie termomodernizacji) doszło z inicjatywy rodziców. Grupa 6 (jedna z dwóch „zerówek”) z racji tego, że czuje się najbardziej poszkodowana zaistniałą sytuacją (te dzieci przygotowują się do pójścia do szkoły) postawiła na swoim. Rodzice chcieli usłyszeć wreszcie konkrety. Na to, co usłyszeli, zareagowali śmiechem. „Realny termin”, jaki podała im nowa dyrektor z Siemensa, czuwająca nad realizacją inwestycji - która de facto nie miała zgody swojej korporacji na zajmowanie oficjalnego stanowiska – to 2 stycznia 2019 roku. Przedstawiciele firmy tłumaczyli jednak, że dołożą wszelkich starań, by termin ten można było skrócić. Jednak nie chcąc składać deklaracji na wyrost, niczego nie obiecali.

Data, jaką podali, jest dla rodziców absurdem. Mimo to, zebrani oświadczyli, że nawet w to nie wierzą. „Straciliśmy już do państwa zaufanie!”, „Jaką mamy gwarancję, że nie minie kolejne pół roku” - pytali. Prezydent Grzegorz Mackiewicz potwierdził, że sam nie wierzy tym zapewnieniom. Przyznał, że okłamywał rodziców z poprzednimi wersjami terminów, bo sam ślepo wierzył we wcześniejsze ustalenia i nie chce już tego powtarzać.

Rodzice zarzucali władzom, że nic nie zrobili, widząc jak postępują prace. Prezydent przypomniał, że gdy wystąpił problem z łazienkami, zerwał umowę z poprzednimi wykonawcami i wprowadził nową ekipę. Mimo narastających problemów, łazienki wreszcie są w całości zrobione. Miasto wywiązało się też z podłączenia węzła przez ZEC.

 

„Co mam zrobić ze swoim dzieckiem?!”

Emocje podczas spotkania sięgały zenitu. Na nic zdały się tłumaczenia przedstawicieli Siemensa, że kwestia dokończenia prac w terminie jest problemem ogólnopolskim. Że brakuje rzetelnych, porządnych ekip, którym odpowiadałyby terminy. „Czyli przeliczyliście siły na zamiary” - padło w odpowiedzi. Na problemy z ekipami złożyły się też kwestie finansowe. Siemens zapewnił, że wszystkie płatności regulował na czas z podwykonawcami. Nie miał jednak wpływu na to, jak podwykonawcy regulują je z dalszymi podwykonawcami. Zarówno do firmy, jak i prezydenta napływały skargi na brak zapłat.

Zobacz też: CBA sprawdza Urząd Miejski. Co wzięło pod lupę?

Trudno jednak było przebić się przez argumenty rozżalonych rodziców. W końcu sytuacja, w jakiej zostali postawieni, odbiła się na ich dzieciach.

„Proszę mi powiedzieć, co mam zrobić ze swoim dzieckiem. Warunki, w jakich teraz dzieci przebywają, nie nadają się do nauki. W szkole, do której za chwilę trafią, nikogo nie będzie obchodził jakiś tam remont. Kto mi zwróci za korepetycje, za dodatkowe zajęcia? Bo trudno mówić o nauce w warunkach, gdzie w jednej sali przebywa 50 dzieci” - pytał jeden z ojców.

Inni rodzice poparli ten argument, twierdząc, że w klasie, gdzie przebywa 50 dzieci naraz, trudno mówić o komfortowych warunkach do nauki.

- Moja córka jest starannym i dokładnym dzieckiem. A teraz przychodzi z przedszkola, płacze i mówi, że jest beznadziejna, nic nie umie. Tak mówi 6-letnie dziecko, bo nie wie, co ma robić w zadaniu, bo nie słyszy, co pani do niej mówi – wyznała kolejna z mam.

Rodzice zgodnie przyznali, że nie mają zastrzeżeń do pracy kadry nauczycielskiej, a wręcz podziwiają starania i wkład wychowawców w pracę w tych trudnych warunkach.

Poruszyli przy tym temat wysiłku wychowawców w przynoszenie chociażby posiłków dzieciom. Gdy było cieplej, dzieci z jednego budynku szły przez boisko do drugiego budynku, gdzie mieści się stołówka w „piętnastce”. „Teraz panie noszą jedzenie taki kawał - po schodach z parteru na drugie piętro. Kto im to wynagrodzi?”.

 

„To nie budowa autostrady!”

Rodzice nie mogą zrozumieć, dlaczego prace mają trwać jeszcze ponad 1,5 miesiąca. Według wykonawcy do zrobienia została jeszcze zabudowa wentylacji, pomalowanie tego, wprowadzenie wentylacji na dach, przygotowanie szatni, cyklinowanie parkietu. Bez wentylacji nie można uruchomić też kuchni. Zgromadzeni uznali, że robota dla poważnej ekipy to kwestia 2 tygodni. „Czy to jest aż tak skomplikowane? To nie budowa autostrady” - zarzucali. Tu znów ze strony wykonawcy nie padły żadne konkretne odpowiedzi. Choć przyznali rację rodzicom, że prace związane z zabudową wentylacji, szatnią i kuchnią mogą trwać równocześnie.

„Nie akceptujemy tego terminu” - tak na koniec rodzice odnieśli się do powrotu do przedszkola dopiero w styczniu. „Liczymy, że w ciągu dwóch tygodni będziemy się przeprowadzać”.

Póki co, stanęło na tym, że władze poszukają innych rozwiązań, by ulżyć dzieciom, rodzicom i wychowawcom w tej trudnej sytuacji. Czy to będzie chociażby catering w placówce? Konkrety mają dziś trafić do rodziców. Do tej pory jedynymi udogodnieniami, na jakie mogli liczyć, to darmowa komunikacja (mająca ułatwić dojazd do oddalonej zastępczej placówki) oraz 50-procentowa zniżka opłat za kolejne godziny przebywania dziecka w przedszkolu.

- Oznacza to raptem 50 groszy taniej za każdą kolejną godzinę. A z komunikacji i tak nie korzystam, bo żaden autobus nie dojeżdża pod SP 15. Tramwajem może trochę mi łatwiej dotrzeć, ale już tramwaju ta ulga nie dotyczy – kwituje jedna z matek.

Nowe ustalenia:

Dziś po godzinie 15.00 rzeczniczka prezydenta, Aneta Klimek poinformowała o nowych ustaleniach:

"Ażeby przeprowadzić przedszkole z powrotem do budynku przy ul. Odrodzenia, pozostało uruchomienie wentylacji, zrobienie szatni i cyklinowanie parkietu. Ustalono przeniesienie przedszkola na 20 grudnia, po zakończeniu prac, posprzątaniu i przeniesieniu sprzętów. Taki termin przyjęła firma Siemens.

• W związku z trudnym do  zaakceptowania przedłużeniem remontu,  decyzją prezydenta Grzegorza Mackiewicza najstarsza grupa przedszkolaków dostanie dodatkową salę w SP nr 15, na pierwszym piętrze. W ten sposób grupa „rozluźni się”; przedszkolaki będą miały lepsze warunki do nauki, ale bez zakłócenia planu lekcji uczniów.

PM nr 14 decyzją prezydenta Grzegorza Mackiewicza miało być czasowo przeniesione na miesiąc do SP nr 15, do czasu zakończenia prac termomodernizacyjnych. Partner prywatny tłumaczył, że miał problemy z podwykonawcami i to było powodem przestoju. Ponadto ze strony Siemensa zmieniły się osoby odpowiedzialne za prowadzenie projektu w Pabianicach. Remont łazienek, który odbył się w przedszkolu dodatkowo (nie obejmował tego projekt termomodernizacyjny), został w całości sfinansowany z budżetu miasta i zakończył się w połowie października.

„Dzieci w kontenerze?!”

Rodzice dzieci, które zostały przyjęte do Żłobka Miejskiego mają jeszcze trudniejszą sytuację. Placówka przy Piotra Skargi też nie jest gotowa. Tu jednak rodzice już na samym początku usłyszeli, że dopiero w styczniu ich pociechy zostaną przyjęte. Teraz usłyszeli, że ten termin nie jest zobowiązujący. Jest mowa o lutym, a nawet marcu.

- Ja tak ułożyłam sobie życie zawodowe, że od stycznia muszę wrócić do pracy. Nie mogę zostać z dzieckiem – żali się mama jednego z maluchów.

Przyjęto 50 dzieci do żłobka na Moniuszki i 50 do żłobka na Piotra Skargi. Wiadomo, że nie ma możliwości utworzenia dla tych dzieci miejsca w innych miejskich placówkach. Co zatem pozostaje? Prywatny żłobek? „Za drogi” i „nie wszędzie są miejsca”. Rodzice usłyszeli o jeszcze jednym rozwiązaniu. O zastępczym budynku, zrobionym z elementów.

„Dzieci będą w kontenerze?” - odparł zaskoczony ojciec. W odpowiedzi od wiceprezydent usłyszał, że takie palcówki – modułowe istnieją w całej Polsce. Jednak w tej sprawie też nie padły żadne zapewnienia.

- Szczegóły będą  znane po kolejnej turze rozmów prezydenta z Siemensem w przyszłym tygodniu - poinformowała dziś rzeczniczka prezydenta.

Dlaczego sytuacja żłobka jest tak dramatyczna?

Wykonawcy tłumaczą, że w każdym z budynków prace robione są na podstawie pozwolenia na budowę. Wszystkich placówek za wyjątkiem żłobka dotyczy procedura uproszczona. Placówka przy Piotra Skargi musi mierzyć się z pełną procedurą odbiorową, więc z przyczyn formalnych może to trwać dłużej. Żłobek po zakończeniu prac może być jeszcze nie gotowy do przekazania przez okres nawet… miesiąca.