Życie Pabianic poznało przyczyny tragicznego wypadku w Rydzynach. W sierpniu na przydrożnym drzewie rozbił się tam ford galaxy. Jechało nim młode małżeństwo. Zginęli oboje.
– Badanie wykazało, że w chwili zgonu kobieta miała jeden promil alkoholu w organizmie. Jej mąż miał aż trzy promile – mówi prokurator Krzysztof Ankudowicz, szef pabianickiej Prokuratury Rejonowej.
Po trzech miesiącach policja i prokuratura zakończyły dochodzenie. Z opinii biegłych lekarzy i techników samochodowych wynika, że sprawcami tragedii byli rodzice Natalki i Adasia. Autem kierowała mama.
Ale czy tylko oni?
27 sierpnia około godziny 4.30 Magdalena i Jacek Ch. pożegnali się z rodziną Jacka w Czyżeminie. Byli po nocnej zabawie – mocno pijani. Ale nikt z krewnych nie powstrzymał ich, gdy w takim stanie wsiadali do samochodu.
Jacek zginął na miejscu. Siedział na fotelu dla pasażera (obok żony) z nogami na desce rozdzielczej auta. Był kompletnie pijany. Prawdopodobnie spał. Gdy samochód uderzył w drzewo, wystrzeliły poduszki powietrzne i złamały kręgosłup 27-letniego Jacka.
29-letnia Magdalena miała obrażenia wątroby, krwotok wewnętrzny, połamane nogi. Do samego końca myślała o dzieciach.
Gdy auto rozbiło się na drzewie, była przytomna. Prosiła mężczyznę, który ich ratował, żeby zadzwonił do dzieci. Podała mu nawet numer telefonu. Zmarła o godzinie 10.00 w wyniku wstrząsu krwotocznego.
– Jechali z bardzo dużą prędkością. Hamowanie było nieskuteczne – dodaje prokurator.
Droga nieskutecznego hamowania, widoczna na śladach opon pozostawionych na asfalcie, wynosiła aż 105 metrów.
Przy prędkości 100 km na godzinę droga hamowania wynosi około 45 metrów. Z badań wynika, że ford musiał pędzić z prędkością ponad 130 km na godzinę!
Zebrane materiały dowodowe dają prokuratorowi podstawę do umorzenia śledztwa.
– W tym wypadku nikt więcej fizycznie nie ucierpiał – mówi prokurator. – Zginęła osoba, która ponosi odpowiedzialność za wypadek.
Jacek i Magdalena osierocili 7-letnią Natalkę i 8-letniego Adasia. Ciężko pracujący rodzice (prowadzili stoisko na targowisku w Tuszynie) nie mieli dla nich dostatecznie dużo czasu. Do pracy wyjeżdżali o świcie, wracali późno. Dziećmi zajmowała się zaprzyjaźniona w rodziną sąsiadka. Rodzice rozpieszczali dzieciaki. Malcy miało wszystko, co chcieli: komputer, zabawki. Mama i tata kupili Natalce różowego quada, Adaś dostał motocykl motocrossowy.
Nazajutrz po tragedii po sieroty przyszły pracownice opieki społecznej. Chciały je zabrać do domu dziecka. Rodzina nie pozwoliła. Adasiem i Natalką zajęła się babcia Barbara, matka Magdaleny.
Magdę i Jacka pochowano na cmentarzu w Tuszynie.
- Mamo, obudź się – wciąż prosił Adaś.
Po pogrzebie pani Barbara zabrała wnuki do swojego domu pod Warszawą. O status rodziny zastępczej dla siostrzeńców stara się brat Magdaleny. Ma własną rodzinę, dwoje dzieci i duży dom z ogrodem.
Z domu w Rydzynach pani Barbara zabrała wszystkie fotografie Jacka i Magdaleny. Będzie się starać, by dzieci nie zapomniały o rodzicach.