Pogotowie do liceum wezwała nauczycielka. Uczennica drugiej klasy skarżyła się na silne bóle głowy. Tak silne, że gdy wychodziła z klasy, upadła na podłogę.
- Nie wyglądało to na zwykłe omdlenie – opowiada nauczycielka, która prowadziła wtedy lekcje w drugiej klasie. - Z Agnieszką nie było żadnego kontaktu. Gdy się ocknęła, nie mogła ustać na nogach.
Karetka pogotowia przyjechała na ulicę Gdańską po 20 minutach. Wysiadła z niej lekarka Grażyna Ś.
- Była bardzo niezadowolona, że musi wchodzić na drugie piętro – opowiada sekretarka szkoły. - Dziwiła się, że obolała dziewczyna nie zeszła do niej na parter. Zresztą, chore komentarze lekarki zaczęły się zaraz po wyjściu z ambulansu.
Agnieszka siedziała na krześle w korytarzu. Tam posadziły ją nauczycielki.
Lekarka wspięła się na piętro, ale minęła cierpiącą dziewczynę. Weszła do klasy, rozsiadła się w wygodnym fotelu i… poprosiła uczennicę do siebie.
- Nawet na nią nie spojrzała – opowiada oburzona sekretarka. - Próbowałyśmy podnieść uczennicę z krzesła i doprowadzić ją do pani doktor. Nie udało się. Dziecko nie było w stanie zrobić nawet kroku.
Oburzenia zachowaniem lekarki nie kryje dyrektorka szkoły, Jadwiga Paszkiewicz:
- Może zmuszenie chorej, by weszła do klasy miało być częścią badania – dziwi się dyrektorka. – Ale Agnieszka nie dała rady podnieś się z krzesła. Wtedy lekarka kazała ją przynieść na krzesełku.
Nauczycielki były zszokowane.
- Zapytałam, co się tu dzieje! – opowiada jedna z nich. - Miałam kontakt z wieloma lekarzami, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Ta pani zachowywała się jakby do szkoły przyjechała za karę. Była niegrzeczna, opryskliwa.
W tym czasie do szkoły przyjechali rodzice Agnieszki. Po krótkiej rozmowie z nimi lekarka wzruszyła ramionami. Mimo to rodzice bardzo prosili, by zabrać Agnieszkę do szpitala.
- Lekarka kazała dziewczynie zejść po schodach – opowiada dyrektorka.
Z pomocą pospieszyli dopiero sanitariusze. Szybko wyjęli z karetki nosze, pobiegli na piętro i na nich znieśli chorą.
Pani doktor nie ma sobie nic do zarzucenia. W rozmowie z Życiem Pabianic stwierdziła:
- Nie raz widziałam neurologów jak postępują z pacjentami. - Proszę mi wierzyć, że wiem co robiłam. Zresztą co panie nauczycielki mogły wiedzieć na temat omdlenia uczennicy. Musiałam wszystkich zdyscyplinować, a potem sprowadzić rozmowę i badanie na właściwe tory. Jeżeli ktoś poczuł się urażony, to cóż, przepraszam. Ale to subiektywne odczucia.
Dyrekcja liceum i nauczyciele nie przyjęli przeprosin. Wnieśli skargę do Grzegorza Anioła, szefa firmy Falck, która zarządza pogotowiem.
- Negatywne postawy naszych pracowników eliminujemy –jeszcze przed tygodniem zapewniał Anioł. - Ale by mieć pełen obraz tego co zaszło w szkole, muszę skonfrontować wyjaśnienia wszystkich członków zespołu wyjazdowego.
W poniedziałek do szkoły wpłynęło pismo z Falcka. Według szefów pogotowia, nic złego się nie stało.
- Po przeanalizowaniu wyjaśnień lekarza i sanitariuszy nie dopatrzyłam się żadnych nieprawidłowości w postępowanie pani doktor – mówi Anna Kszycińska, lekarka, która zajmowała się skargą. - Liczy się decyzja. Dziecko trafiło do szpitala. Tam jeszcze raz zbadał je lekarz i odesłał do domu.