O trudnej sytuacji rodziny Oli Szukiełowicz pisaliśmy kilka tygodni temu. 10–letnia dziewczynka cierpi na bardzo rzadko występujące połączenie Zespołu Downa i choroby Hallervordena. Nie jest w stanie samodzielnie się poruszać. Wymaga codziennej rehabilitacji w szpitalu w Łasku i częstych konsultacji u lekarzy specjalistów w Łodzi, Warszawie czy we Wrocławiu. Dzięki pomocy fundacji Gajusz, która zajmuje się Olą od ponad roku i szkół jazdy "Pegaz" i "Rybak" z Pabianic, mama dziewczynki – pani Wiesława – zrobiła prawo jazdy.
– Nie było łatwo – przyznaje. – Egzamin zdałam za czwartym razem, ale udało się i mogłam jeździć, tylko nie było czym.
Rodziny nie było stać na samochód. Pracuje tylko tata dziewczynki. Mama musiała zrezygnować z zatrudnienia ze względu na chore dziecko i własny stan zdrowia (pani Wiesława jest po amputacji piersi). O podwiezienie do szpitala w Łasku i w inne miejsca trzeba było prosić rodzinę i sąsiadów. Inni ludzie poświęcali swój czas, a rodzice Oli płacili za paliwo. Teraz nie ma już tego problemu. Najpierw sytuację rodziny nagłośniła fundacja Gajusz. O Oli mówiono w Łódzkich Wiadomościach Dnia. Dopiero jednak artykuł w Życiu Pabianic dał tak bardzo oczekiwany efekt. Do redakcji zadzwonił jeden z pabianickich przedsiębiorców. Prosił o telefon do rodziców chorej dziewczynki.
– Dam tej rodzinie samochód, ale nie robię tego dla reklamy. Nie chcę, by ktokolwiek wiedział, że to ja – zastrzegł w telefonicznej rozmowie.
Już 5 minut później rozmawiał z panią Wiesławą. Złożył jej też wizytę w domu.
– Dwa tygodnie zajęło mi znalezienie i przygotowanie tego samochodu – mówi. – Jest przygotowany do jazdy przez fachowców. Ubezpieczyłem go, zarejestrowałem na nową właścicielkę i opłaciłem podatek.
Zatankowany do pełna bordowy daewoo lanos 1 września stanął na podwórku Szukiełowiczów.
– Auto jest śliczne! – cieszy się pani Wiesia. – Zadbane, czyściutkie i ma dużo miejsca. Nic, tylko wsiadać i jechać. Wiem, że muszę jeszcze poćwiczyć, bo wyszłam z wprawy, ale na pewno będę jeździć. Nareszcie będziemy niezależni.
– Nie mogę uwierzyć, że takie rzeczy się dzieją, a dzieją się i to jest niesamowite – mówi wzruszona Amira Odeh z fundacji Gajusz. – Jesteśmy temu panu bardzo, bardzo wdzięczni. W dniu przekazania samochodu do Oli przyjechała pani doktor. Badanie odbyło się w aucie.
Bo Ola od momentu otrzymania lanosa praktycznie z niego nie wychodzi. W samochodzie je, pije i się bawi. Także swoich gości zachęcającym gestem zaprasza do auta. Widać, że jest bardzo szczęśliwa. Podobnie jak cała jej rodzina. Jak się dowiedzieliśmy, darczyńca odwiedza rodzinę Szukiełowiczów, bo trudno nie być pod wrażeniem Oli. Po tej dziewczynce nie widać choroby. Jest bardzo pogodna, kontaktowa i przez cały czas się uśmiecha.
– Ta dziewczynka nas urzekła. Z żoną będziemy pomagać tej rodzinie. Jej los chwycił nas za serce – dodaje przedsiębiorca.
10–letnie daewoo jest w idealnym stanie. Na liczniku ma niespełna 90 tysięcy kilometrów. Od 1 września jest zarejestrowane na panią Wiesławę. Na pewno długo jeszcze posłuży rodzinie. Samej Oli, oprócz dojazdów do szpitali, zapewni poszerzenie horyzontów. Mama dziewczynki nie ma siły pchać ciężkiego wózka, na którym porusza się Ola. Teraz będzie mogła wozić córkę na wycieczki samochodem. Dziewczynka zobaczy więcej niż cztery ściany domu i małe podwórko.