Kilka minut przed godziną 12.00 Wiesława O. przechodziła przez jezdnię ulicy Zamkowej - przy skrzyżowaniu z Pułaskiego i Kościuszki. Szła sama za kilkuosobową grupką po pasach przejścia dla pieszych. Od chodnika przy Urzędzie Miejskim dzieliły ją dosłownie dwa kroki. Kobieta zeszła z pasów, by skrócić sobie drogę do SDH-u. Chwilę wcześniej z przystanku przy Zamkowej 14 ruszył żółto-biały autobus PKS linii „Pabianice szpital - Łódź". Nie jechał szybko.

Wiesława O. została potrącona prawym przednim bokiem autobusu.

- Nie wiem, jak to się stało, nie widziałem jej… - powtarzał roztrzęsiony kierowca autobusu, Stanisław S.

- Pewnie jeszcze sprzedawał bilety - dopowiadali gapie.

- Nie wiadomo, czy tak było - mówi sierżant sztabowy Andrzej Baczyński. - Pasażerowie autobusu rozeszli się. Nikt do nas się nie zgłosił.

Karetka pogotowia przyjechała błyskawicznie. Ale na pomoc było za późno. Lekarz stwierdził zgon kobiety.

Policjanci ustawili radiowóz w poprzek jezdni - tak, by zabezpieczyć miejsce wypadku. Przed radiowozem stanął szczupły mężczyzna. To świadek tragedii. Czekał aż policjanci zajmą się spisywaniem jego zeznań i danych personalnych.

- Jak kierowca mógł jej nie widzieć?! - denerwował się pan Marian. - Byłem po drugiej stronie jezdni. Widziałem wszystko. Kobieta była już prawie po drugiej stronie, kiedy ją trafił. Kierowca nawet tego nie zauważył. Nie zatrzymał się, jechał dalej. Pociągnął kobietę kilka metrów. Widziałem jak jeszcze podniosła rękę. Potem zniknęła pod kołami. Krzyczałem i gwizdałem, aż kierowca mnie usłyszał. Dopiero wtedy się zatrzymał.

Leżące na jezdni zwłoki sanitariusze zasłonili czarną folią. Wystające spod niej poranione ręce i stopy w brązowych sandałkach robiły wstrząsające wrażenie. Na asfalcie szybko rosła plama krwi. Na jezdni leżała torba i srebrna bransoletka.

Stanisław S., kierowca autobusu, ma 52 lata, mieszka w Dłutowie. Od kilkudziesięciu lat jest zawodowym kierowcą. Najpierw jeździł w pabianickim PKS-ie. Po zlikwidowaniu firmy, przeszedł do łódzkiego PKS-u.

- Nigdy nie było z nim problemów - usłyszeliśmy od szefów PKS-u w Łodzi. - Tego dnia robił drugi kurs do Łodzi.

- Kierowca był trzeźwy - dodaje sierżant Baczyński.

Stanisław S. będzie odpowiadał za nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Grozi mu do 8 lat więzienia.