- Wiozłem termos, a w nim trzy palce szwagra - opowiada pan Józef. - Miałem nadzieję, że chirurdzy z Łodzi uratują mu dłoń.

Szwagier pana Józefa ma działkę pod Dłutowem. 50-letni przedsiębiorca przyjechał tam podczas weekendu, by skosić trawę. Uruchomił kosiarkę. Ale maszyna nie pracowała jak należy. Szwagier chciał poprawić pasek klinowy, lecz nie zgasił silnika kosiarki. Wystarczyła chwila. Stalowe ostrza przejechały mu po lewej ręce. Na trawie został kciuk i dwa palce: wskazujący i środkowy.

- Sąsiad zawiózł szwagra na pogotowie do Pabianic - opowiada pan Józef. - Tam go opatrzyli i odprawili do szpitala w Łodzi.

Niedługo potem sąsiad znalazł w trawie obcięte palce.

- Zadzwoniłem na pogotowie, ale powiedzieli, że karetki z palcami nie wyślą do szpitala w Łodzi. Sami musimy zawieźć palce. Poradzili, żeby włożyć je do pojemnika z lodem. No więc wziąłem termos. I pojechałem.

Ruch na trasie z Dłutowa do Pabianic był wyjątkowo duży.

- Samochody jechały wolno jeden za drugim, a mnie się spieszyło - opowiada pan Józef. - W Bychlewie zobaczyłem patrol drogówki. Stali z radarem.

Tego ranka sierżant sztabowy Zbigniew Dobroszek i starszy posterunkowy Tomasz Pietrzak mieli dyżur na trasie. Pan Józef zatrzymał auto i poprosił o pomoc. Gdy policjanci usłyszeli, co wiezie w termosie, nie wahali się ani chwili. Spakowali radar, wskoczyli do radiowozu i włączyli "koguta". Za nimi jechał pan Józef z termosem.

- Trudno było jechać szybko. Kierowcy jakoś się nie przejmowali, że policja gna na sygnale, niechętnie ustępowali drogi - wspomina.

Niezwykły konwój pędził ulicami Jutrzkowicką, Kilińskiego, Zamkową, Warszawską, Rypułtowicką ku łódzkiej Retkini.

- Doprowadzili mnie do ulicy Sanitariuszek i musieli wracać - opowiada pan Józef. - Do szpitala dojechałem bez problemu.

Gdy lekarze zobaczyli, co przywiózł, postanowili operować szwagra. Przez 3 godziny precyzyjnie łączyli naczynia krwionośne, nerwy, mięśnie i ścięgna odciętych palców oraz dłoni.

- Niestety, nie udało się - z żalem mówi chirurg. - Operacja zakończyła się niepowodzeniem.

Tkanki były zbyt poszarpane.

- Mimo to przekonałem się, że są jeszcze życzliwi ludzie - mówi pan Józef. - Jestem wdzięczny policjantom, że tak chętnie i tak szybko mi pomogli.