Telewizję ogląda 12 tysięcy pabianiczan. Tak szacuje Radosław Żurawski, dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury, któremu podlega telewizja Pro-MOK. W 2005 r. mogli ją odbierać tylko mieszkańcy kilku bloków usianych wokół ul. Wajsówny. Od października 2006 r. nadaje program w sieci telewizji kablowej UPC. Ale żeby ją odbierać, mieszkańcy miasta muszą wykupić średni pakiet programów. Nikt nie policzył, ile osób ogląda Pro-MOK.

- Chcieliśmy być w pakiecie podstawowym, ale nie dało się tego załatwić - tłumaczy Żurawski.

W związku z tym trzeba zapłacić o 14 złotych więcej, żeby zobaczyć to, co pokazuje Pro-MOK. Czy warto?

- Pokazują w kółko to samo - negatywnie oceniają ci, którzy ją widzieli. - Brakuje newsów.

Pro-MOK nie jest ani miejska, ani osiedlowa. To telewizja Miejskiego Ośrodka Kultury. Działa jako sekcja ośrodka.

- Staramy się realizować programy związane z kulturą - mówi koordynator Marcin Wolski. - Pokazujemy koncerty, wystawy, relacje z sesji Rady Miejskiej. Przygotowujemy też wiadomości z miasta.

Codziennie emitują co najmniej 30-minutowy program. Jest do oglądania od wtorku do piątku od godz. 18.15. Potem co godzinę go powtarzają. W sobotę, niedzielę i poniedziałek znów leci powtórka. Tym razem powtarzają programy z całego tygodnia.

- Nadajemy 160 minut programu w tygodniu. Nie jesteśmy w stanie przygotować więcej - dodaje Żurawski. - Mamy za mało ludzi i sprzętu, a przede wszystkim pieniędzy.

- Żeby przygotować pięciominutowe wiadomości, potrzeba co najmniej 5 godzin filmowania, potem opisywania i montażu nagranego materiału - tłumaczy Wolski.

Tymczasem MOK ma dwie kamery i dwie ekipy dziennikarsko-operatorskie. Na etatach pracują 3 osoby: koordynator, montażysta i operator-dziennikarz. Pozostałych 6 osób to współpracownicy. Otrzymują wynagrodzenie za to, co zostanie pokazane na ekranie.

Żurawski pilnuje, by wiadomości nie zajmowały więcej niż 5 minut. Za każdy news przygotowany przez współpracowników trzeba płacić. Telewizja kablowa Pro-MOK miesięcznie kosztuje 12.000-14.000 zł. W listopadzie koszty były znacznie wyższe. Wynosiły aż 20.000 zł.

- Robiliśmy programy wyborcze - tłumaczy Żurawski. - Zarobiliśmy na nich, ale i kosztowały więcej.

Pieniądze za emisję poszły do kasy MOK-u.