Z czym przyjezdnym kojarzą się Pabianice? Głównie z brudnym, śmierdzącym, zapaćkanym farbami i durnymi napisami dworcem PKP. Dworcem, z którym władze miasta od dawna nie potrafią zrobić porządku. Tymczasem w Zduńskiej Woli poradzili sobie z tym problemem. Tam też mieli obskurny dworzec. Ale urzędnicy zawzięli się i już jest po wstydzie.

Skąd to porównanie? Nasze miasto dzieli od Zduńskiej Woli zaledwie 30 kilometrów, a oba dworcowe budynki są niemal identyczne. Do tego patronem Pabianic i Zduńskiej Woli jest święty Maksymilian Kolbe.

Zduńskowolski dworzec przestał straszyć kilka tygodni temu. Teraz wita podróżnych czystą, schludną elewacją. Najładniej wygląda napis pod dachem: "Miasto urodzenia i chrztu świętego Maksymiliana Marii Kolbego".

– To świetna promocja miasta. Święty Maksymilian jest popularny na całym świecie, może przyciągnąć do nas turystów – mówi Anna Paszkowska, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Zduńskiej Woli.

Napis ufundował zduńskowolski ratusz. Kosztował niecałe 1.200 zł. Schludne jest też wnętrze dworca, w którym malarze lada dzień skończą robotę. Wysoko na ścianie jest herb miasta z mozaiki. To praca dyplomowa absolwentki liceum plastycznego.

Władze Zduńskiej Woli kilka lat "naciskały" PKP o remont dworca.

– Nasz budynek był równie brzydki jak wasz – mówi Anna Paszkowska.

Prezydent Zduńskiej Woli – Zenon Rzeźniczak, bez przerwy bombardował kolejarzy petycjami, wnioskami, prośbami. Wtórowała mu Rada Miasta. Zniecierpliwieni radni wystosowali nawet stanowcze pismo. Zadeklarowali, że własnoręcznie pomalują ściany ohydnego budynku. Kolej miała tylko dać pieniądze na farbę. I, w przeciwieństwie do nieudolnych władz Pabianic, byli skuteczni.

– Petycja rady pomogła – opowiada rzecznik Paszkowska. – Szefowie PKP odpisali, że w tej sytuacji nie tylko dadzą materiały, ale i pomalują dworzec.

Remont kosztował zaledwie 20.000 zł. Dworzec w Pabianicach można odnowić za podobną kwotę, bo budynki prawie się nie różnią.

Wygląd naszego dworca to wstyd dla pabianiczan, ale przede wszystkim dla władz miejskich. I to kilku kadencji. Obciąża prezydentów: Jana Bernera, Pawła Winiarskiego, Floriana Wlaźlaka, Jacka Gryzla oraz ich ekipy.

– Mamy kłopot, bo właścicielem dworca jest kolej – tłumaczy się Adam Marczak, sekretarz miasta. – PKP nie jest zainteresowana odnowieniem budynku. Wszelkie próby negocjacji kończą się zawsze krótkim: "Nie mamy pieniędzy". A bez ich zgody nie możemy wydać na dworzec nawet złotówki.

Problem w tym, że żadna z dotychczasowych ekip nie postarała się o taką zgodę. Ostatnią próbę ratowania honoru Pabianic podjął trzy lata temu ówczesny wiceprezydent – Jarosław Pinder. Chciał, by dworzec odnowiły prywatne firmy. W zamian miały dostać zgodę na zawieszenie reklam. Część rachunków miała pokryć kasa miasta.

Ale znów skończyło się na czczych obietnicach. Pinder nie był wystarczająco twardym negocjatorem. PKP nie oddała miastu dworca. Zabrakło też tabunu przedsiębiorców chętnych do płacenia za remont zabytkowego budynku.

Gdy prezydentem został Jan Berner, dworcem miał się zająć wiceprezydent Marek Błoch. Nie kiwnął nawet palcem.

– Teraz zaświeciło zielone światło. Centrala PKP coraz głośniej mówi, że dworce będzie przekazywać samorządom. Na początku września mam zamiar wznowić negocjacje – zapowiada Marczak. – Składam publiczną deklarację, że do końca roku nasz dworzec będzie wyglądał równie pięknie jak ten w Zduńskiej Woli.