Strażacy 3,5 godziny walczyli z ogniem. W akcji brało udział 43 strażaków i 11 wozów. Straty strażacy wyliczyli na 100.000 zł.

- Drugie tyle uratowaliśmy - dodaje dyżurny strażak.

Strażacy walczyli z ogniem siekierami - musieli rozebrać pół dachu. Non stop lali wodę na płonące drewno z 4 strumieni.

- Przyczyną możaru może być podpalenie - mówi strażak. - Ogień wybuchł na poddaszu od strony podwórka. Na miejscu była policja. To oni ustalą przyczynę pożaru.

Gdy wybuchł pożar w domu nie było właścicieli.

- 86-letnia babcia była w domu z moim 2,5-letnim dzieckiem - mówił zdenerwowany blondyn. - Dobrze, że wyszła na podwórko.  A ja dowiedziałem się od kolegi, że mój dom płonie. Zadzwonił do mnie z tą informacją.

W domu przy ulicy Bugaj mieszkają dwie rodziny. Od ulicy - mężczyzna, od podwórka - młoda para z dzieckiem i babcią. Jest to dom prywatny.

- Ten od ulicy sprowadza bezdomnych i tam denaturat piją - mówi sąsiad. - Aż strach z takim mieszkać. Policja już go kilka razy zatrzymywała. A jak trzeźwiał, wypuszczali. To się musiało tak skończyć.

Był to stary dom drewniany, który został ocieplony i otynkowany. Potem ogień zaczął trawić drewniane ściany i poddasze. Strażacy mieli problemy z uruchomieniem hydrantów w ulicy - w kilku miejscach szukali wody. Bezskutecznie.

- Znaleźliśmy wodę dopiero w hydrancie w ulicy Kopernika - mówi strażak.

- Strażacy zerwali cały dach nad naszym mieszkaniem. Nie wiem, czy coś uratujemy - mówił młody mężczyzna.

Na miejscu pożaru pojawił się prezydent Zbigniew Dychto. Jeden ze strażaków zameldował mu, że to było podpalenie.

- Tak, to prawda. Nie wiadomo czy umyślne czy nieumyślne, ale to było podpalenie - potwierdza prezydent. - Ta rodzina spędzi noc u rodziców, ale umówiłem się z nimi w urzędzie. Trzeba im pomóc, bo stracili wszystko. Właśnie strażacy skończyli zrywać cały dach.

Strażacy mieli problem z ugaszeniem pożaru, bo tlił się wysuszony na wiór gont. Na ten gont, ktoś wiele lat temu położył papę.

Zdjęcia z pożaru.