Pani Rozalii z ul. Nawrockiego oszustki ukradły 700 zł.

- To prawie cała moja emerytura - mówi załamana 80-latka.

W piątek około 11.00 starsza pani wracała ze sklepu. Przed klatką schodową stała młoda kobieta.

- Miała około dwudziestu pięciu lat. Ciemne krótkie włosy. Była ubrana na czarno. W ręce trzymała dużą torbę - opowiada pabianiczanka. - Powiedziała, że przyszła do sąsiadki z trzeciego piętra, ale jej nie zastała. Chciała zaczekać u mnie w domu.

Oszustka tak zagadała panią Rozalię, że ta w końcu zaprosiła ją do mieszkania.

- Siedziałyśmy w kuchni. Rozmawiałyśmy. Po chwili ona poprosiła o kartkę i długopis. Chciała zostawić wiadomość dla sąsiadki - opowiada emerytka. - Ale to ja musiałam napisać tę wiadomość. Ona powiedziała, że jest Czeszką, świetnie mówi po polsku, ale z pisaniem gorzej. Więc napisałam, co podyktowała.

Nieznajoma, chcąc się odwdzięczyć, wyciągnęła z torby duże prześcieradło. Chciała je sprzedać po bardzo atrakcyjnej cenie. Rozwinęła tkaninę przed oczami pani Rozalii. Zrobiła to tak sprytnie, by zasłonić drzwi do kuchni.

Emerytka nie była zainteresowana zakupem, więc "Czeszka" schowała prześcieradło, pożegnała się grzecznie i wyszła. Gdy pani Rozalia zajrzała do pokoju, zamarła. Szafy i szuflady były pootwierane. Na podłodze walały się ubrania. Brakowało 700 zł, które emerytka trzymała w szafie między prześcieradłami.

- Od razu zadzwoniłam do córki. Potem wspólnie wezwałyśmy policję - mówi.

- Oszustki z reguły grasują dwójkami - mówi aspirant Wojciech Pflaume, kierownik rewiru dzielnicowych przy ul. Brackiej. - Jedna zagaduje ofiarę, druga w tym czasie plądruje mieszkanie. Często ubezpiecza je ktoś, kto przejmuje skradzione pieniądze i fanty.

Pani Rozalia nie była pierwszą ofiarą sprytnych złodziejek. W zeszłym tygodniu oszustki zaatakowały cztery razy.

- Trzynastego stycznia okradły kobietę na Piaskach, a piętnastego grasowały na Starym Mieście - mówi starszy sierżant Andrzej Baczyński z Powiatowej Komendy Policji.

Do 76-letniej pani Feliksy z ul. Ludowej dwie młode kobiety zapukały przed godziną 11.00.

- Mówiły, że są ankieterkami - opowiada starsza pani. - Chciały porozmawiać o lekach, jakich używam i czy stać mnie na nie.

Emerytka wpuściła je do mieszkania. Usiadły w kuchni i spisywały to, co mówiła. Pani Feliksa już nie pamięta, czy cały czas były razem. Po wyjściu "ankieterek" sprawdziła swój schowek na pieniądze, bo "coś ją tknęło". Nie znalazła ani grosza. Straciła 1.600 zł.

- Dwa dni później ankieterki działały przy ulicy Poprzecznej - opowiada sierżant Baczyński.

Około godziny 18.00 weszły do mieszkania 74-letniego Kazimierza Ś.

- Opowiedziały tę samą bajeczkę o lekach, co pani Feliksie - mówi sierżant.

Po ich wyjściu emeryt stwierdził brak oszczędności - 1.800 zł.

Polowanie na łatwowiernych emerytów nie udało się na ulicy Bugaj.

- Całe szczęście, że wcześniej wróciłem do domu - mówi pan Witold. - Żona niefrasobliwie wpuściła do mieszkania dwie obce kobiety.

Tym razem oszustki podały się za pracownice opieki społecznej.

- Powiedziały, że należy mi się zniżka na leki - opowiada pani Wanda, żona Witolda. - Chciały spisać dane i sprawdzić, czy mogę z niej skorzystać.

Emerytka zaprosiła "opiekunki" do pokoju. Kilka minut rozmawiały. Pani Wanda wspomniała, że za chwilę wróci mąż, to powie więcej. Wtedy kobiety wyraźnie się spłoszyły.

- Gdy pociągnąłem za klamkę, okazało się, że drzwi są zamknięte na łańcuch. Zdziwiłem się, bo żona nigdy tego nie robi - opowiada pan Witold. - Dobijałem się chwilę. W końcu żona otworzyła drzwi.

Oszustki nie chciały rozmawiać z panem Witoldem. Wymówiły się brakiem czasu i wyszły.

- Szkoda, że ich nie zatrzymałem i nie wezwałem policji - żałuje. - Może nie oszukałyby innych naiwnych emerytów.

- Oszustki świadomie wybierają samotne osoby w podeszłym wieku - mówi aspirant Wojciech Pflaume. - Wykorzystują ich potrzebę pogadania. No i łatwiej je wziąć na litość.

Czasami uciekają się do najprostszych sposobów.

- Emerytowi z Bugaju oszustka "sprzedała" historyjkę o kobiecie, która rzekomo miała go okraść przed godziną - opowiada aspirant Pflaume. - Poleciła sprawdzić, czy nie zginęły mu pieniądze.

Mężczyzna naiwnie wykonał polecenie, a złodziejka w ten sposób dowiedziała się, gdzie szukać pieniędzy.

Ujęcie złodziejek jest trudne. Zwykle nie są to pabianiczanki - przyjeżdżają do miasta na "gościnne występy". "Pracują" przez tydzień - dwa, dopóki wieść o ich oszustwach nie rozniesie się po mieście i ludzie zrobią się ostrożniejsi. Potem znikają na kilka miesięcy.

- Najdziwniejsze jest to, że wciąż opowiadają te same historie, a mimo to ludzie dają się nabierać - mówią policjanci.

Jak się uchronić przed oszustkami?

- Nie wpuszczać do mieszkania nikogo obcego, a jeśli już, to w towarzystwie osoby nam znanej - radzi sierżant Andrzej Baczyński.