Nauczyciel gimnazjum nie mógł przekonać 14-letniej uczennicy, by przychodząc do szkoły zakrywała brzuch, zbyt duży dekolt i nie nosiła króciutkiej spódnicy. Wreszcie wezwał matkę. I ujrzał kobietę ubraną... podobnie jak córka.


Do redakcji przysłano list od uczennic Gimnazjum nr 1, które narzekają na rygor w szkole. O zakazach i nakazach z dyrektorką szkoły Agnieszką Wincek rozmawia Życie Pabianic:

Dlaczego czepia się Pani uczennic?

- Każdy, kto przychodzi do naszej szkoły, zapoznaje się z regulaminem. Jest w nim napisane, że ubiór uczennicy powinien być schludny.

Co to znaczy "schludny"?

- Szkoła nie jest miejscem na rewię mody. Do nas przychodzą 13-letnie dzieci, a ja biorę za nie odpowiedzialność.

No to wymieńmy, czego Pani nie toleruje w swojej szkole?

- Gołych brzuchów, za krótkich spódniczek, makijażu, kolczyków na twarzy, farbowanych włosów, dziwnych strojów. Tak wielkich kolczyków, że można urwać ucho razem z nimi.

Skąd ten brak tolerancji?

- Bo malowanie twarzy i farbowanie włosów to przywilej ludzi dorosłych. Szkoła jest miejscem publicznym jak urząd, bank, sklep. Czy widziała pani urzędniczkę lub pracownicę banku, wyglądającą jak przebieraniec? Jak zareagowałaby pani, gdyby pani 13-letnia córka założyła do szkoły spodnie, które spadają jej z pupy? Albo umalowała się jak na wesele?

Nie przesadza Pani?

- Nie przesadzam. Na szczęście, to tylko margines. 95 procent młodzieży to świetne dzieciaki. Mają zainteresowania, dobrze się uczą i ubierają się do szkoły normalnie. Ich rodzice oczekują, że w gimnazjum nie będą miały negatywnych wzorców.

A kto jest negatywnym wzorcem?

- Dzieci z ufarbowanymi włosami, z tipsami na paznokciach i spodniami ledwo trzymającymi się na pupie. Mamy to tolerować w gimnazjum? Otóż nie! Nie poddamy się grupie kilkorgu dzieciaków, które próbują sterroryzować nauczycieli i resztę szkoły.

Co na to rodzice uczniów?

- Rodzice stoją po naszej stronie. Takie samo zdanie ma grono pedagogiczne. W tej kwestii na pewno jesteśmy jednomyślni.