Kazimierz M. z osiedla Piaski nie odmówił pomocy mężczyznom podającym się za "naszych bratanków". Stracił na tym 5.900 zł.

2 września rankiem starszy pan wyszedł przed dom z pieskiem. Na ulicy obok niego zatrzymała się szara skoda. Podróżowali nią dwaj mężczyźni i kobieta. Byli ciemnowłosi. Łamaną polszczyzną prosili pana Kazimierza o wskazanie drogi do szpitala. Ponieważ nie bardzo mogli się dogadać, poprosili uczynnego pabianiczanina, by wsiadł i poprowadził ich. Starszy pan grzecznie zawiódł "cudzoziemców" pod główne drzwi szpitala. W drodze próbowali rozmawiać o przyjaźni polsko-węgierskiej.

Na parkingu przed szpitalem jeden z mężczyzn wysiadł z auta. Wszedł do budynku. Wrócił po kilku minutach z nowiną o rodaku "cudzoziemców". Opowiadał o kierowcy TIR-a, który miał wypadek w pobliżu Pabianic. Mówił, że kierowca właśnie jest operowany. Ale jest kłopot - dodał. Otóż towar z TIR-a trzeba natychmiast przepakować i dostarczyć odbiorcy. A "Węgrzy" nie mają pieniędzy na zapłacenie za taką robotę...

Znowu poprosili o pomoc pana Kazimierza. Pabianiczanin nie odmówił. W domu wyjął ze skrytki wszystko co miał - czyli 5.900 zł. Dał to "Węgrom". W zamian dostał dwa zegarki marki Grovana w złocistych kopertach, zamknięty na klucz kuferek, w którym miało być 50 tysięcy dolarów oraz kawałek kartki z pokwitowaniem 5.900 zł. "Cudzoziemcy" obiecali, że jeszcze wieczorem zwrócą mu niemal dwa razy tyle, bo 10.000 zł. Nie zjawili się już więcej.