Co mu się podoba w lataniu?
- Przestrzeń, unoszenie się nad ziemią, samorealizacja i odwiedzanie ciekawych miejsc – wylicza jednym tchem.
Aby zostać pilotem, Rogalski szkolił się Chełmnie koło Torunia, Mielcu i Warszawie. W stołecznym Urzędzie Lotnictwa Cywilnego zdał egzamin teoretyczny. Lot egzaminacyjny miał nad Łodzią.
Z licencją pilota zawodowego pracuje dziś w firmie Bartolini Air, która wynajmuje samoloty.
- Ta praca wymaga dużej dyspozycyjności – mówi Jakub. - Klient dzwoni i zamawia lot. O godzinie dwudziestej drugiej mogę dostać telefon, że wylatuję o piątej rano.
Rogalski lata głównie jednosilnikowym Piperem (zasięg do 1.000 km). Od stycznia przesiada się do jednosilnikowego 6-osobowego Pipera Seneca. W zależności od długości lotu i warunków pogodowych wsiada do niego jeden lub dwóch pilotów.
- Mój najdłuższy lot trwał dziewięć godzin – opowiada pabianiczanin. Lecieliśmy do Marsylii przez Triest we Włoszech. Wieźliśmy dwóch koneserów sztuki.
W drodze powrotnej pogoda nad Alpami zmusiła ich do zmiany trasy.
- Burza była bardzo intensywna – dodaje pilot. – Lecieliśmy małą maszyną, która nie może wznieść się wysoko, ponad burzę.
W jego opowieści nie ma krzty strachu.
- Bo latanie jest dużo bezpieczniejsze niż jazda samochodem – zapewnia. – Gdy jadę autem na lotnisko, czuję się bardziej zagrożony niż w powietrzu.
Rogalski lata głównie do państw ościennych, ale miał też trasę przez Bałtyk do Szwecji.
Samoloty, które pilotuje, wznoszą się na wysokość od trzech do sześciu tysięcy metrów. A pasażerskie kolosy latają na dziewięciu tysiącach metrów.
- Czasami mamy postoje – dodaje Jakub. – Wtedy możemy zwiedzać, odpocząć.
To plusy latania wynajmowanymi samolotami.
- Piloci dużych linii lotniczych takich możliwości nie mają – dodaje Rogalski. – Ich praca przypomina zajęcie kierowcy autobusu. Wciąż te same trasy, te same lotniska.
Jakub studiuje informatykę. Ale marzy o lataniu na odrzutowcach.
Przygodę z samolotami rozpoczął w wieku 8 lat - jako modelarz.
- Składaliśmy modele samolotów w Młodzieżowym Domu Kultury – wspomina. – Potem próbowaliśmy oderwać je od ziemi. To były samoloty sterowane.
W 2001 roku zdobył tytuł Mistrza Polski juniorów za lot dwumetrowym modelem akrobacyjnym. Rok później zapisał się do Aeroklubu Łódzkiego. Wtedy po raz pierwszy wzbił się w niebo ze sterem w dłoni.
- Obok siedział instruktor – opowiada Jakub. – Nie bałem się. Byłem raczej ciekawy jak to jest. Zawsze wiedziałem, że chcę latać.
Wkrótce zdobył licencję pilota szybowcowego.
W 2004 roku przesiadł się do większych maszyn. Na samolocie Koliber zdobył licencję pilota turystycznego. W ciągu dwóch miesięcy wylatał wtedy 45 godzin.
Aby zdobyć kolejną licencję - pilota zawodowego, mógł skończyć studia na Politechnice Rzeszowskiej. Mógł też zapisać się na intensywne kursy w szkołach lotniczych. Po maturze w I Liceum Ogólnokształcącym w Pabianicach Rogalski wyjechał na studia do Rzeszowa. Dyplomowanym pilotem miał być po pięciu latach.
- Podczas studiów wylatuje się zaledwie dwieście godzin – opowiada. - To tyle co nic. Więc zrezygnowałem. Zamiast w pięć lat, postanowiłem osiągnąć swój cel w pół roku.
Problemem były pieniądze.
- Kursy w prywatnych ośrodkach szkolenia kosztują sporo pieniędzy – opowiada. - Gdy już wiedziałem, że zdobędę te pieniądze nie czekałem ani dnia. Bo taka inwestycja szybo się zwraca.
Choć Jakub Rogalski ma zaledwie 22 lata, już jest instruktorem. Prowadzi szkolenia pilotażu.