Roman Janicki od 23 lat opiekuje się psami w pabianickim schronisku. Dogląda je, wyprowadza na spacer, wychowuje. Każdy pies go zna, on zna każdego tutejszego psa. W schronisku są psy porzucone, niechciane, ciężko doświadczone przez życie: maltretowane, bite. Zamknięte w klatkach czekają, aż ktoś je przygarnie.

- Nikt nie pozbywa się miłego, dobrego psiaka. Ludzie pozbywają się psów agresywnych, z którymi mają kłopoty – mówi Roman Janicki.

Niekiedy pies spędza w klatce całe psie życie, nie znajdując ani miłości, ani ciepłego domu.

- Naszym zadaniem jest przygotować psiaka do adopcji – tłumaczy Janicki. – Żeby, gdy ktoś po niego przyjdzie, nie bał się, że pies go pogryzie. Ja te psiaki zwracam ludziom.

Zwożone do schroniska bezdomne psy boją się, są mocno wystraszone. Agresja to sposób, w jaki się bronią.

- Na przykład ten „spod trójki” - pokazuje opiekun. – Przez pierwsze dwa dni nikt do niego nie podszedł, bo zaciekle atakował. Tak się bał, że wciąż atakował. Widać, że życie zgotowało mu traumę.

Trauma najczęściej bierze się stąd, że pies był bity, więziony, straszony albo żył odizolowany od ludzi. Z takimi psami pan Roman prowadzi „lekcje wychowawcze”, pomaga im dostać szansę na adopcję. Niekiedy trwa to miesiącami.

Witamy w naszych progach

Gdy pies jest wprowadzany (albo wnoszony) do schroniska, bardzo się boi, może być agresywny. Ma za sobą ciężkie przeżycia: jazdę nieznajomym samochodem, łapankę, schwytanie, widok krat. W schronisku panuje hałas, szczeka chór psów, kręcą się nieznajomi ludzie. Dlatego na początku „nowy” pies jest kierowany na kwarantannę. Tam ma się wyciszyć, uspokoić.

- Zdarza się, że gdy po kilku godzinach przychodzę do nowego psa z jedzonkiem, pies już jest spokojny – opowiada Roman Janicki. - Wcale nie był taki zły, na jakiego wyglądał. On się tylko bardzo bał. Takie psiaki obserwujemy. Może sam podejdzie do nas albo zacznie się łasić?

Gdy pies odnajdzie się w nowych warunkach, czeka go próba kontaktu z nieznajomą osobą.

Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy

Pan Roman wchodzi do klatki psa ubrany w grubą zbroję. Na dłoniach ma ochronne rękawice, a w ręku trzyma dławik. Wszystko to chroni go przed ugryzieniem. Pan Roman wie, że zaraz pies zaatakuje. Ze strachu wbije zęby w rękę albo nogę człowieka w zbroi.

- Muszę być spokojny, ale i zdecydowany – opowiada opiekun. - Pies musi poczuć we mnie kogoś, kto mu nie zagraża. Ja chcę się do niego zbliżyć w taki sposób, żeby pies zrozumiał, że krzywdy mu nie zrobię. Pies musi to poczuć.

Nie zawsze kończy się to powodzeniem. Wiele psów skierowanych na kwarantannę nigdy nie nosiło obroży na szyi. Dławik ma pomóc pokonać lęk przed obrożą. Jednak na początku zwierzęta są w szoku.

- Prowadzimy psa na odizolowany wybieg. Najczęściej trzeba go ciągnąć, bo pies, który nie znał obroży i smyczy, stara się wyrwać i uwolnić – opowiada opiekun.

Aby zaprzyjaźnić się z psem, Roman Janicki spaceruje z nim. Podczas długich spacerów pies się uspokaja. Zaczyna pojmować, że człowiek nie musi być zły. Bywa, że udaje się to już po pierwszym spacerze. Pies przestaje wtedy szarpać, przyzwyczaja się do smyczy i do opiekuna. Aby zaczął ufać, niekiedy potrzeba kilku takich spacerów.

- Może to trwać kilka dni, ale i tydzień lub dwa, póki nie wrócimy do boksu jak kumple – śmieje się Roman Janicki. - Pies mi ufa, widzi, że nic mu nie grozi, nie robię niczego, co mogłoby go urazić. Ze spaceru wracamy w dobrej komitywie. Pies dostaje jakieś ciasteczko i już następnego dnia na mój widok macha ogonem. Chętnie wychodzi ze mną na spacer.

Na tym etapie wychowania pies przyzwyczaja się tylko do opiekuna. I tylko jemu ufa. Wtedy pora na kolejny etap.

Poznaj moich kumpli

- Nie jest sztuką przyzwyczaić psa do pana – przestrzega opiekun. – Pies powinien akceptować też inne osoby. Na przykład pies „spod trójki” przy mnie zachowywał się normalnie. Ale kiedy na wybieg weszła moja koleżanka, zaczął się szczek, bieg i szykowanie do ataku. Ten pies będzie adoptowany, musi więc akceptować więcej osób wokół siebie.

Dlatego w schronisku psy poznają wolontariuszy i kolejnych pracowników - w tym kierowniczkę, Annę Kusiak. Kierowniczka jest behawiorystką i wraz z Romanem Janickim resocjalizuje psiaki. Wyprowadzają je na spacer i opiekują się nimi, a psy znów zaczynają ufać ludziom.

- Przykładem psa, który przeżył traumę, jest ten „spod jedynki”. Wyprowadzam go już od miesiąca – opowiada pan Roman. - Problem ma taki, że nikogo więcej prócz mnie nie chce do siebie dopuścić. Dlatego muszę jeszcze sporo z nim popracować.

Jeśli to się uda, kolejnym etapem wychowywania będą próby akceptacji psich kumpli. Bo bywa, że pies boi się innych psów. Wtedy droga między boksami a wybiegiem, tuż pod noskami wielu szczekających psów rozmaitych ras i mieszańców, jest drogą strachu.

- Tego „spod siódemki” biorę na ręce i zanoszę na spacer, by ograniczyć mu traumę w podróży – tłumaczy opiekun.

Po resocjalizacji pies może być adoptowany. Ale nie każdy pies ma takie szczęście. Niekiedy psy spędzają w schronisku długie lata, nigdy nie znajdując domu. Mają po piętnaście lat, a od trzech lat żyją w schroniskowych boksach.

Gryź innych, nie mnie

Praca w schronisku wiąże się z ryzykiem. Aby uspokoić psa, pan Roman czasami ryzykował zdrowiem.

- Z jednym psem już normalnie wychodziłem na spacer, wydawało się, że jesteśmy dogadani, aż tu nagle pies mnie ugryzł. Miał chyba zły dzień – opowiada. - Skutkiem tego pięć tygodni spędziłem poza pracą. To moje ryzyko zawodowe. Muszę ufać intuicji, ale nie zawsze intuicja wystarcza.

Pytanie o agresję pojawia się już wtedy, gdy pies trafia do schroniska.

- Pamiętam piękną dobermankę, która nie pozwoliła nikomu się do siebie zbliżyć. Gryzła, skakała, atakowała nawet przez siatkę – opowiada Roman Janicki. – Długo nie można było do niej nawet podejść. Jakiś czas potem w schronisku zjawił się właściciel suczki. Na pytanie, dlaczego jest bardzo agresywna, odparł, że właśnie tak miało być. Dobermanka miała gryźć wszystkich, tylko nie swego pana.

Została w schronisku. Tutaj wolniutko uczyła się ufać ludziom.

- Stała się przekochaną, przeuroczą, delikatną i lubiącą się bawić sunią – mówi Roman Janicki. - Poszła do rodziny, która odpowiednio się nią zaopiekowała.

Roman Janicki naprawia błędy, jakie często popełniamy podczas wychowywania swych psów. Bo pies to nie zabawka, ale duża odpowiedzialność.

- Pies żyje chwilą. Nie jest ważne, co było wcześniej, liczy się to, co jest teraz. Gdyby było inaczej, żadnego z tych kilkudziesięciu bezdomnych psów bym nie zmienił – uważa doświadczony opiekun.