Rzeźbiona szafa z sypialni, szafa z biblioteki i dwa obite skórą fotele - tyle zostało po potężnych majątkach rodów Enderów i Kruschów, przedwojennych właścicieli fabryki bawełny. I to zaledwie pół wieku po nacjonalizacji. Na 20 maja syndyk Pamoteksu wyznaczył datę przetargu ostatnich pamiątek po fabrykanckich rodach.

Pamotex to dawne zakłady Kruschego i Endera. Po II wojnie światowej przejęło je państwo. Skarbem robotniczo-chłopskiego państwa stały się też cenne meble i obrazy z pałaców fabrykantów. Jeszcze w połowie lat 90. ubiegłego wieku w gabinetach prezesów Pamoteksu stały rzeźbione szafy, biurka, etażerki, krzesła i fotele oraz zdobione lampy, marmurowe rzeźby i olejne obrazy. Teraz nie ma po nich śladu nawet w księgach majątkowych.

- Zostały sprzedane - przyznaje Stanisław Kalinowski, pełnomocnik syndyka Pamoteksu. - Naszym celem jest spłacanie długów fabryki. Dlatego wyprzedajemy wszystko, co się da.

Pamotex ogłosił już dwa przetargi na zabytkowe meble i obrazy.

- Cieszyły się dużym zainteresowaniem. Meble poszły za niezłe pieniądze - przyznaje Elżbieta Sroczyńska z sekretariatu syndyka.

Antyki znalazły się w rękach prywatnych kolekcjonerów, mimo że mogły stać w pabianickim muzeum.

- Kilkakrotnie rozmawiałam o tym z syndykiem Pamoteksu, Markiem Andrzejewskim - mówi Urszula Jaros, szefowa Muzeum Miasta Pabianic. - Obiecał, że wrócimy do sprawy później. Na obietnicach się skończyło.

Ostatnia szansa na to, żeby pamiątki po fabrykantach można było oglądać w muzeum, przepadła w połowie lat 90. Wtedy część majątku Pamoteksu (dawny pałacyk Endera przy ul. Zamkowej, gdzie dzisiaj ma siedzibę Starostwo) za długi przejął Urząd Rejonowy. Prezesem Pamoteksu był wówczas Maciej Wyrzykowski. Ale zarząd nie chciał dać mebli.

- Szkoda, że tego nie zrobiłem - mówi dziś Wyrzykowski. - Ale te meble budowały prestiż firmy. Wskazywały na nasze dziewiętnastowieczne korzenie. Poza tym miałem nadzieję, że ktokolwiek będzie zarządzał firmą po mnie, będzie tego pilnował.

Pabianice mają prawo domagać się pamiątek dla muzeum, bo upadająca fabryka jest winna miastu około 7,5 miliona złotych.

- Występujemy do syndyka z oficjalnym pismem, by resztę zabytkowych mebli przekazał muzeum - mówi Jan Berner, prezydent Pabianic.