Pierwszego dnia wiosny zniknęło 19 dzienników z ocenami uczniów. Dyrekcja szkoły przy ulicy św. Jana długo skrywała tę informację.

- Myślałem, że kawał zrobił któryś z uczniów - tłumaczy dyrektor Zbigniew Dychto.

- Sądziliśmy, że to dowcip dyrektora - tłumaczą nauczyciele. - Jest zdolny do takich dowcipów.

Jeszcze w sobotę wszystkie dzienniki stały na półce w pokoju nauczycielskim na pierwszym piętrze. Widział je dyrektor. W poniedziałek o godzinie 7.25 nie było ani jednego. O tej porze w szkole pojawiają się pierwsi nauczyciele i uczniowie dojeżdżający z Dłutowa i Dobronia.

- Prosiłem uczniów o oddanie dzienników, ale nikt tego nie zrobił - mówi Dychto.

Po południu nauczyciele i uczniowie przeczesali szkołę od dachu po piwnice.

- Szukaliśmy nawet w śmietnikach i na boisku. Bez skutku - dodaje załamany Dychto. - Coś takiego jeszcze mi się nie przydarzyło.

Przyjechała policja. Sprawdziła zamek w drzwiach pokoju nauczycielskiego. Nie ma na nim śladów włamania.

- Gdy nauczyciele wychodzą na lekcje, pokój jest zamykany na klucz - mówi dyrektor. - Złodziej musiał dorobić klucz.

Zniknęły dzienniki klas od pierwszych do maturalnych.

- Nie wyniosła ich jedna osoba - domyśla się dyrektor. - W jeden plecak by nie weszły.

Brak dzienników to duży kłopot uczniów i nauczycieli. Są w nich oceny 474 uczniów. Najbardziej poszkodowani mogą być maturzyści. Za trzy tygodnie powinni mieć wystawione oceny końcowe.

- Zamiast uczyć się do matury, muszę teraz przygotowywać się do "zaliczenia szkoły" - denerwuje się maturzystka. - Dyrektor zdecydował, że mamy zaliczyć dwa semestry. A przecież wychowawcy mają arkusze ocen, niektórzy nauczyciele mają nasze klasówki. To też są dowody ocen.

Dyrektor Dychto nie zgodził się na odtwarzanie dzienników. Twierdzi, że odpowiedzialność za kradzież muszą ponieść wszyscy. Zbiorowa odpowiedzialność to częste klasówki, zaliczenia i odpytywanie przy tablicy.

- Wciąż liczę na to, że ktoś wskaże miejsce, gdzie schował dzienniki - ma nadzieję dyrektor.