Małżeństwo z dwojgiem dzieci mieszka obok pani M. od czterech lat. Względnie spokojnie mieli jeszcze dwa lata temu. Koszmar zaczął się po śmierci męża sąsiadki.
- W środku nocy potrafiła krzyczeć na cały blok, wyzywać mnie od najgorszych - z goryczą wspomina młoda matka.
Wdowa ma sporo pomysłów na dokuczenie sąsiadom. O trzeciej w nocy wali w ścianę tłuczkiem do mięsa. Albo oblewa drzwi mieszkań sąsiadów. Wrzaski chorej psychicznie kobiety słyszą nie tylko lokatorzy z szóstego piętra. Sąsiedzi obawiają się iść korytarzem, bo mogą usłyszeć wyzwiska. Chodzą na palcach w nadziei, że sąsiadka nie usłyszy. Wysiadanie z windy grozi stekiem bluźnierstw. Lokatorzy wolą wysiadać na czwartym piętrze i resztę drogo pokonywać schodami. Bywały rękoczyny.
- Wieczorem ta pani zapukała do sąsiadki z prawej strony - opowiada małżeństwo - Sąsiadka otworzyła i została podrapana.
Wdowa M. jest ostrożna. Nie dobija się do mieszkań, w których są mężczyźni.
- Mój tata musiał przyjeżdżać z drugiego końca miasta, gdy mąż szedł do pracy i nie mógł nas chronić – opowiada młoda kobieta.
Policję i strażników miejskich na Skłodowskiej wzywano wielokrotnie. Ale interwencje kończyło się tylko pouczeniem - o ile wdowa M. zechciała otworzyć drzwi. Udawało się, kiedy funkcjonariusz mówił, że jest listonoszem.
Coraz częściej policja nie przyjeżdżała, ignorując telefony od sąsiadów wdowy.
Aż tydzień zajęło policji wyprowadzenie kobiety z mieszkania i zawiezienie jej do szpitala.
- Co będzie, gdy ona tu wróci?! - martwią się sąsiedzi. - Jesteśmy zdecydowani wyprowadzić się stąd, ale kto kupi mieszkanie z obłąkaną za ścianą?. Ilu jeszcze ludzi będzie terroryzować ta kobieta?
Droga chorej do szpitala psychiatrycznego była długa.
- Dopiero niedawno psychiatrze udało się zbadać tę panią, choć sprawą jej wyczynów zajmujemy się od dawna - mówi Ewa Szczepańczyk, kierowniczka Wydziału Pomocy Środowiskowej Miejskiego Centrum Pomocy Społecznej. – Doprowadzenie do badania nie było łatwe.
Wdowa M. jest chora na schizofrenię urojeniową. Po śmierci męża objawy się nasiliły, bo nie brała leków.
Skarg na nienormalnie zachowujących się sąsiadów opieka społeczna ma kilka w ciągu roku.
– Umieszczenie chorego w szpitalu psychiatrycznym jest możliwe tylko wtedy, gdy zagraża sobie lub otoczeniu. Tak stanowi ustawa o ochronie zdrowia psychicznego – dodaje Szczepańczyk.
Wcześniej trzeba pokonać długotrwałe procedury sądowe i mieć wyrok pozwalający na umieszczenie chorej w zakładzie zamkniętym. Inicjuje je pomoc społeczna, czasami zgłaszają sąsiedzi lub administracja domu. Trwa to od dwóch tygodni do miesiąca. Jednak gdy nie ma opinii biegłego psychiatry, czeka się dłużej. Opinia lekarza jest ważna 14 dni.
– Chorego musi zabrać pogotowie w asyście policji – mówi kierowniczka. – A chory rzadko kiedy chce się poddać leczeniu.