Po naprawdę niezłym starcie rundy (12 punktów w 7 pierwszych meczach) „zieloni” mocno obniżyli loty w kolejnych 9 meczach, zdobywając zaledwie 4 punkty (strzelając w tym czasie zaledwie 7 bramek, a tracąc aż 28!).

Na dzisiejsze spotkanie momentami przykro było patrzeć. Przez większą część meczu Włókniarz desperacko się bronił, a wynik 0:4 to niestety najmniejszy wymiar kary. Rywale grali w pewnych momentach na poziomie nieosiągalnym dla naszego zespołu. Byli lepsi technicznie i zdecydowanie szybsi.

Można się tłumaczyć, iż drużyna dzisiejszych rywali jeszcze dwa sezony temu grała w II lidze, ale byłoby to raczej zakłamanie faktów. Z tamtej drużyny, a nawet tej grającej w zeszłym sezonie w III lidze, zostali bowiem na dobrą sprawę jedynie obrońca Szymon Moliński oraz napastnik Mariusz Zaor (który za czasów II ligi był bardzo mocnym rezerwowym – 170 min w całym sezonie). Obecna Concordia to głównie juniorzy i ściągnięci hurtem obcokrajowcy. Nie jest to nawet drużyna czołówki tabeli, przed tym meczem była na 11. miejscu.

„Zieloni” od pewnego czasu grają bez większego ładu, w grze nie widać jakiegokolwiek pomysłu, a większość akcji polega na długich piłkach granych w kierunku napastników czy skrzydłowych. Fakty są bezlitosne. W ostatnich 11 meczach ligowych Włókniarz wygrał zaledwie raz (z Pogonią-Ekolog Zduńska Wola).

Pozostaje pytanie, co dalej? W tej chwili nie ma jeszcze tragedii, ale chyba nie po to pabianiccy kibice 4 lata czekali na powrót IV ligi, aby po roku ją stracić? Regulaminowo spaść mają dwa zespoły (Włókniarzom Konstantynów i Zgierz, które mają odpowiedni 3 i 8 punktów na koncie, ciężko będzie raczej się już wygrzebać), ale wobec słabej postawy Warty Sieradz w III lidze (przedostatnie miejsce) spaść może także trzeci od końca IV-ligowiec, a nad 14. Borutą Zgierz pabianiczanie mają ledwie dwa punkty przewagi.

Nie chodzi tu nawet o krytykę poszczególnych zawodników, bo pojedyncze błędy wynikały głównie z postawy całego zespołu. Liczne straty pojedynczych zawodników brały się stąd, iż piłkarz Włókniarza po otrzymaniu piłki nie ma jej komu podać, a rywale natychmiast do niego doskakują. Niestety „zieloni” nie podchodzą sobie do gry, w efekcie czego od kilku dobrych meczów akcje ofensywne Włókniarza wyglądają na zasadzie „kopnę do przodu, niech ktoś tam powalczy”. Na poziomie IV ligi się to już jednak nie sprawdza. W „okręgówce” było dużo więcej czasu, rywale nie podchodzili aż tak szybko.

Nie do końca zrozumiałe są decyzje trenera. Dopóki broniły go wyniki, nikt się nie czepiał, ale chyba pora, aby ktoś zareagował. Niewystawianie w pierwszym składzie strzelca połowy bramkowego dorobku całego zespołu – Damiana Kozłewskiego jest jak strzał we własną stopę. Nawet jeśli „Koziołek” ominął jakieś treningi (wiadomo, że nie jest to profesjonalna liga i niemal wszyscy zawodnicy pracują, czy też studiują), to nikt w zespole nie ma takiego zmysłu snajperskiego jak on. Ciężko znaleźć w składzie drugiego zawodnika tak umiejącego znaleźć się w polu karnym rywala i strzelającego tyle bramek głową przy zaledwie 170 cm wzrostu!

Najlepszy snajper Włókniarza nie należy jednak chyba do ulubieńców trenera, bo jeszcze za czasów „okręgówki” obaj panowie mieli sobie nie po drodze.

Wydaje się, że szkoleniowiec ma swoich ulubieńców. Kto bowiem z przychodzących na mecz kibiców potrafi sobie przypomnieć ostatni naprawdę dobry mecz Grzegorza Gorącego? Zawodnik ten grał już niemal na każdej pozycji pomocy i ataku, ale czy chociaż raz zrobił różnicę? Od zawodnika z takim doświadczeniem oczekiwać powinno się chyba dużo więcej. Tymczasem Gorący w każdym meczu biega, biega i jeszcze raz biega. Nie wynika z tego jednak zbyt dużo korzyści dla zespołu. W jednym jest regularny - permanentnie nie wykorzystuje dogodnych okazji bramkowych. Mimo to jest niemal pewniakiem i większość meczów gra od początku do końca.

Drugim niezbyt radzącym sobie zawodnikiem jest Bartłomiej Janasiak, dla którego IV liga to chyba ciut za wysokie progi. Na pewno jednak wystawianie go na prawej pomocy jest dla niego samego „zabójstwem”. Nie chodzi tutaj, aby piętnować tego jeszcze stosunkowo młodego (21-letniego) zawodnika. Bowiem nie tak jeszcze bardzo dawno temu grał on na wypożyczeniu w a-klasowym Orle Piątkowisko, ograł się z seniorami, wrócił i dostał szansę w „okręgówce”. Trzeba przyznać, iż ją wykorzystał, w zeszłym sezonie wyglądał naprawdę nieźle, widać było, że zrobił ogromny postęp. Występując na boku czy środku obrony prezentował się ciekawie. W IV lidze nie idzie mu już jednak tak dobrze, dość często notuje łatwe błędy. Na grę na boku pomocy zwyczajnie brakuje mu szybkości, czego raczej nie jest w stanie już poprawić, bo z tym trzeba się urodzić.

Na dziś brakuje przede wszystkim zawodnika, który wziąłby na siebie ciężar odpowiedzialności. Jest spora grupa juniorów, z pewnością utalentowanych (czołowe miejsca za czasów juniorskich w ligach wojewódzki), ale wiadomo, iż oni będą jeszcze popełniać błędy. Zostali rzuceni na nieco za głęboką wodę, ale nie można im zarzucić, że się nie starają. Brakuje im jednak często ogrania, czy zwykłego boiskowego cwaniactwa.

Nie do końca jednak uważam, iż wszystko należy zwalać na karb trenera Leszka Rosińskiego. Mówi się, iż krawiec tak kraje, jak mu materii staje, a czy szkoleniowiec faktycznie dysponuje odpowiednio silną kadrą zawodniczą? W zasadzie w ilu meczach Włókniarz mógł wystąpić w naprawdę najsilniejszym składzie?

Mocno posypała się ostatnimi czasy defensywa, która w całości składa się w zasadzie z 6 zawodników. Oprócz doświadczonych P. Grąckiego, Kurzawy i Kacprzyka są jeszcze grający ostatnio słabiej K. Kosmala oraz młodzi M. Kosmala i Pietras. W pomocy jest jeszcze ciężej. Doświadczony Irek Grącki, pracowity i dobrze dysponowany Bogdan i to by było na tyle. Poważnej kontuzji doznał Tyczyński, zaginął zupełnie Kulik. Maksymilian Rozwandowicz ma zaledwie 17 lat i choć talentu czy ambicji, gdy wychodzi na boisko, nie można mu odmówić, to ciężko wymagać od niego, aby ciągnął grę całego zespołu. Janasiak z kolei lepiej prezentuje się jednak w defensywie. Większą część rundy z powodu kontuzji stracił Świątek, dopiero teraz wrócił do gry. Lekko nie ma też w ataku, w zasadzie poza Kozłewskim (8 goli) nikt z pozostałych napastników nie zdobył chociaż 2 goli. Gorący jest bardzo nieskuteczny i częściej grywa jednak w pomocy, Sulima długo zmagał się z kontuzją, przez co rozegrał dopiero 6 meczów. Od dłuższego czasu z urazem walczy także pozyskany przed sezonem Bronka. PatrykOlszewski z kolei z konieczności większą część rundy grywał w obronie. Może więc to wina działaczy, iż nie zapewnili trenerowi odpowiednio szerokiej kadry? Uczciwie mówiąc, ciężko było jednak przewidzieć tyle kontuzji, a poza tym wszystko rozbija się o finanse i koło w zasadzie się zamyka.

Czy jesteśmy więc skazani w najbardziej popularnej dyscyplinie na sportowy margines?

Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.

 

Od autora:

Uprzedzam, iż nie miałem na celu tym tekstem nikogo napiętnować. Pozwoliłem sobie poddać własnej, subiektywnej ocenie kilka spraw, w tym także postawę niektórych zawodników. Jeśli kogoś uraziłem, to przepraszam, ale każda praca jest poddawana jakiejś ocenie, moja także. Nie raz dostaje mi się „po uszach”, chociażby w komentarzach, za nawet najmniejszy błąd, a i większe się zdarzają. Każdy jest jednak człowiekiem, a najciężej uderzyć się w pierś i przyznać do błędu.

Wiadomo, iż zaraz ktoś powie: „łatwo napisać, skrytykować, ciężej zrobić”. Od razu więc zastrzegam, iż z pewnością nie zagrałbym lepiej, dlatego to nie ja gram w IV lidze, a do samych zawodników grających głównie z miłości czy pasji do piłki nożnej (bo wiadomo, że na tym poziomie nie dla pieniędzy) mam ogromny szacunek.

Chcę jedynie, podobnie jak liczna (choć stale malejąca na trybunach liczba kibiców), najlepiej dla tej drużyny, najlepiej dla całego pabianickiego sportu. Można odbyć długą dyskusję na temat braku pomocy z miasta dla pabianickiego sportu, co z pewnością nie ułatwia zadania działaczom w naszym mieście, ale czy na to ktoś z kibiców czy działaczy ma wpływ? Jeśli nawet ma, to bardzo niewielki, a takie miasto jak Pabianice zasługuje chyba na drużynę piłkarską, za którą nie trzeba będzie się wstydzić i która będzie występowała na „jako takim poziomie”. Trzecia liga to powinno być minimum, ale nawet o tym nie ma co dzisiaj marzyć, bo wszystko wiąże się z pieniędzmi, których najzwyczajniej w świecie nie ma.