Oto jak wyglądało zapaśnicze Euro oczami naszego atlety:

21 lipca: wylecieliśmy z Warszawy o godz. 7.00, w południe zameldowaliśmy się w stolicy Szwecji. Bus zabrał nas z lotniska do hotelu, zjedliśmy obiad. Potem był odpoczynek i lekki trening dla tych, którzy „zbijali” wagę.

22 lipca: ważny dzień, bowiem mieliśmy badania lekarskie, a potem ważenie. Badania każdy przeszedł, natomiast dla tych, którzy mieli parę gramów więcej był jeszcze trening. Ja mieściłem się w normie swojej kategorii. Po ważeniu mieliśmy kolację, potem krótka rozmowa z trenerem Piotrem Szczeponiukiem. Uczulał nas na to, byśmy „mądrze walczyli”.

23 lipca: dzień startu. Pobudka była o godz. 7.00, potem lekkie śniadanie i dużo ciepłej herbaty. O godz. 8.30 byliśmy już w hali. Rozgrzewka była bardzo intensywna, chodziło o to, by „zatkało” nas na rozgrzewce, a nie w trakcie walk. Potem był czas na psychiczne przygotowanie się do zawodów. Pół godziny przed walką myślałem już tylko o rywalu. O godz. 10.00 wyszedłem na matę. Było sporo widzów. Oprócz Szwedów, także rodziny zawodników z innych reprezentacji oraz sporo Ormian i Turków. Dla nich zapasy to sport narodowy.

Pierwszą walkę z Michajło Szendrikiem (Ukraina) wygrałem 6:1, właściwie cały czas kontrolując przebieg wydarzeń na macie. Drugą walkę miałem godzinę później, z bardzo dobrym Markusem Raggingerem (Austria) Walczyłem z nim już w Zagrzebiu, gdzie przegrałem 2:4. Pierwsza wygrana podbudowała mnie mocno, ale i tym razem Ragginger był lepszy. Próbowałem go rzucić, lecz straciłem dwa punkty, potem jeszcze dwa i na koniec dostałem punkt za pasywność. Skończyło się na 0:5 i trzeba było czekać na rozwój sytuacji.

Ragginger doszedł do finału, dzięki czemu mogłem walczyć w repasażach. Najlepszy zawodnik z repasaży zostaje brązowym medalistą. Naprzeciw mnie stanął Węgier Boton Kismon, z którym w tym roku łatwo wygrałem. Objąłem prowadzenie 1:0, potem wyrównał i walka skończyła się remisem 1:1. Przegrałem przez wskazanie sędziów. Przepisy mówią, że w przypadku remisu wygrywa ten zawodnik, który jako ostatni zdobędzie punkt.

Jechałem z nastawieniem, by wygrać dwie walki. Prawie się udało. We wrześniu lecę do Gruzji na mistrzostwa świata.

Grzegorz Szyszka, trener Michała w PTC: Dla Michała było to duże wyzwanie, wszak to jego pierwszy start w tak wielkiej imprezie. Moim zdaniem wypadł bardzo dobrze, pokazał, że ma wielkie możliwości. Na co dzień widzę jego pracę i zaangażowanie – jeśli będzie dalej się tak rozwijał, medal na imprezie rangi mistrzostw świata czy Europy jest tylko kwestią czasu.