Pierwsza połowa w wykonaniu obu drużyn była kiepska. W 8. minucie próba lobu w wykonaniu Artura Sobytkowskiego była niecelna. Pięć minut później bombę Wojciecha Mordzakowskiego odbił bramkarz z Aleksandrowa. Włókniarze posyłali w pole karne gości dziesiątki dośrodkowań, które lądowały na głowach obrońców lub padały łupem bramkarza. Nieco po półgodzinie gry strzał z półobrotu Tomasza Niżnikowskiego złapał golkiper Sokoła, a w 32. minucie niecelnie głową uderzał Paweł Leonow.

W pierwszej połowie kilka razy zaspała sędziująca na linii pani z Łodzi. Od początku nie nadążała za akcjami, machając chorągiewką niczym zawiadowczyni na stacji kolejowej. Kibice „zielonych” w kilku męskich słowach skomentowali jej postawę. Pani arbiter poczuła się urażona ich opiniami i w przerwie zagroziła organizatorom meczu, że „opisze ich klub”. Jeżeli pani sędzina wybrała taką robotę, musiała wiedzieć o tym, że jej postawa spotka się z opiniami kibiców, którzy będą krzyczeć mniej lub bardziej parlamentarnie. Jeśli woli spokojniejszą robotę może spokojnie starać się o pracę przy hodowli kwiatów lub posadę nocnego stróża w muzeum…

Okazało się, że postawa pani arbiter w pierwszej połowie była jedynie preludium do tego, co po przerwie wyczyniał jej kolega z gwizdkiem.

Umówmy się – nie byłoby awantury, gdyby Włókniarz wykorzystał jedną z klarownych okazji. Jednak dwie świetne okazje na przestrzeni 60 sekund zmarnował Niżnikowski, czyniąc z bramkarza gości bohatera. W 72. minucie Sebastian Dresler tak długo zbierał się do oddania strzału na bramkę, że co szybsi kibice zdążyli – od momentu przyjęcia futbolówki do kopnięcia jej na bramkę – wrócić z hot dogiem z pobliskiej stacji benzynowej…

Już wtedy sędzia miał na koncie pierwszy błąd. W 68. minucie w polu karnym Sokoła ewidentnie został kopnięty Szymon Przyk. Trafienie w but napastnika Włókniarza było słychać na trybunach. Nie było za to słychać gwizdka arbitra, który „puścił” grę. Włókniarzowi należał się rzut karny. Chwilę wcześniej „popisała się” asystentka sędziego, która pytała kierownika drużyny Sokoła, czy… był spalony. Kuriozum…

W 78. minucie goście wyprowadzili szybką kontrę. Zawodnik gości po rękach Adriana Nowackiego i słupku jakoś skierował piłkę do siatki. Było 0:1.

„Zieloni” mogli wyrównać. Obrońca Sokoła tak nieudolnie wybijał piłkę z pola karnego, że trafił we własną rękę. Rzut karny? Jak najbardziej. Ale sędzia się go nie dopatrzył, co doprowadziło do wściekłości Leonowa. Kapitan Włókniarza powiedział kilka słów arbitrowi, za co wyleciał z boiska.

Potem jeszcze groźnie główkował Przyk, obrońca Sokoła wybił piłkę z bramki, a sędzia pokazał w kierunku środka boiska. Kibice myśleli, że padł gol, tymczasem arbiter odgwizdał faul Przyka…

Wiele razy mówiło się o akcji „Szacunek dla arbitra”. Takim sędziowaniem, jak w sobotę, trójka rozjemców zwyczajnie zakpiła sobie z pabianickich piłkarzy i kibiców. Czy taka partanina zasługuje na szacunek kibica, który miał prawo czuć się oszukany?

Sokół II przerwał serię ośmiu zwycięstw Włókniarza z rzędu. Mimo porażki „zieloni” nadal zajmują pozycję lidera.

Włókniarz: Nowacki – Jarych, Mordzakowski, Szczegodziński (73. Sulikowski), Piotrowski – Dobroszek (60. Gorący), Mucha, Leonow, Dresler (82. Kowalski) – Sobytkowski (60. Przyk), NIżnikowski (80. Madaj).