Ekipa z Bałut objęła prowadzenie już w 6. minucie, gdy wykorzystała rzut wolny pośredni z sześciu metrów, podyktowany za rzekomo zbyt niebezpieczne zagranie obrońcy GLKS. Gospodarze wykonywali ten rzut wolny na raty, bowiem za zbyt szybkie wyjście z muru żółtą kartkę otrzymał Bartłomiej Grala. Pięć minut po przerwie kapitan GLKS obejrzał drugą żółtą kartkę i musiał opuścić boisko. Zanim jednak zszedł z murawy, jeszcze przed przerwą zdołał wykorzystać centrę z rzutu rożnego i strzałem głową wyrównał na 1:1.

W 55. minucie bezpośrednią czerwoną kartkę otrzymał Michał Jakubowski, co oznaczało, że przez ponad 35 minut Dłutów będzie grał w dziewięciu. Start jednak nie potrafił wykorzystać przewagi dwóch zawodników.

- Na murawie rządził przypadek, mecz był bardzo słabym widowiskiem, zwykłą kopaniną – ocenia Krzysztof Świercz, prezes GLKS. - W to wszystko włączył się nieudolny arbiter. Nawet kibice Startu śmiali się, że urządził sobie kwestę na rzecz Łódzkiego Związku Piłki Nożnej, bo rozdał mnóstwo żółtych kartek, za które kluby muszą płacić.

Na dziesięć minut przed końcem meczu sprawy w swoje ręce, a raczej nogi, wziął Łukasz Biskupski. Tak się rozpędził, że obrońcy Startu zatrzymali go dopiero we własnym polu karnym. A że uczynili to niezgodnie z przepisami, sędzia pokazał na „wapno”. Karnego na gola zamienił sam poszkodowany i Dłutów w tej rundzie wygrał po raz piąty.

Start Łódź – GLKS Dłutów 1:2 (1:1)

Gole dla GLKS: Grala 40., Biskupski 80.,k.

Dłutów: Bukowiecki – Stelmach, Grala, Stolarek, Jakubowski – Biskupski, Mosiński (76. Woch), Morawski, Golik (46. Łańcuchowski), Mikucki (90. Woźniak) – Żabolicki (67. Klimczak).