113 lat temu prasa doniosła o politycznej rozróbie w zakładach nad Dobrzynką. 10 maja do tkalni fabryki Kruschego i Endera wdarła się 12-osobowa bojówka Polskiej Partii Socjalistycznej, by wywołać strajk (popierający zbuntowanych robotników w Rosji). Padły strzały. Gazeta „Rozwój” pisała: „Robotnicy narodowcy, którzy nie strajkowali, dali odpór tym, co mieli pod ręką. Na odgłos strzałów przybyło wojsko, a bojowcy rozproszyli się. Były również napady w fabryce Barucha i Fausta, lecz zostały odparte”.

Kolejne wieści z „bawełny” dotyczyły kradzieży i malwersacji. W kwietniu 1923 roku komisariat policji w Pabianicach dowiedział się, że z fabryki ginie dużo bawełnianych szpulek oraz niewykończonych tkanin. Powiadomiono zarząd fabryki. Od tej chwili policyjni wywiadowcy obserwowali bramy zakładów przy ulicach: Zamkowej, Lipowej, Grobelnej i Kilińskiego. Jeden z posterunkowych prowadził obserwację, ukryty w domu przy Kilińskiego. To on w niedzielę dostrzegł wymykających się z portierni braci Dudziców - Tadeusza i Józefa. Obaj nieśli na plecach pękate worki. Policjant poszedł za złoczyńcami, lecz spłoszył ich. Dudzicowie wrzucili worki do stawu i uciekli.

Nazajutrz dziennik „Republika” napisał: „Obu braci zatrzymano. Dochodzenie dowiodło, iż trzeci z braci - Tomasz Dudzic, pracując w fabryce w charakterze portiera mającego klucze do wszystkich drzwi składów w tkalni, od dwóch lat okradał firmę.

W każdą niedzielę, gdy Tomasz Dudzic pełnił obowiązki nocnego portiera, przenosił kradziony towar do portierni, skąd szajka odbierała worki. Gdy bracia wynieśli łupy, pod zakład podjeżdżali wozem konnym Milczarek i Królik. Ładowali towar, by sprzedawać go po wsiach. Paserami byli Łaniewski i Haja Heszlikowicz.

Jednak Tomasz Dudzic chciał zbogacić się szybciej. W tym celu zorganizował drugą szajkę, na czele której stanął Antoni Piechota. Do pomocy Piechota wziął brata - Mieczysława, oraz kochankę - Annę Dudzicównę, córkę Tomasza. Szajka zbywała towary u Brzozy, Linka, Balińskiego, Wołosińskiego, Wieczorka, Hauszilda i siostry Piechoty. Paserzy wiedzieli, iż towar pochodzi z kradzieży, gdyż były to tkaniny niewykończone, a takich żadna fabryka nie sprzedaje. Fabryka poniosła straty sięgające 300 milionów marek. Policja aresztowała 19 osób”.

 

Parada złodziei

W grudniu 1932 roku policja kryminalna schwytała Gustawa Adolfa Kirschkego – od kilku poszukiwanego dni inkasenta firmy Krusche i Ender, który zniknął wraz z pieniędzmi fabryki. Dziennik „Echo” pisał: „Kirschke został odnaleziony w Łodzi w mieszkaniu jednej z cór Koryntu. Znajdował się w stanie zupełnego zamroczenia alkoholem. Sprowadzono go do Pabianic i osadzono w areszcie przy ul. Garncarskiej. To on, Gustaw Adolf Kirschke, zamieszkały przy Placu Dąbrowskiego, niedawno przywłaszczył sobie całą zainkasowaną gotówkę firmy (przeszło 20 tysięcy zł) i uciekł”.

Podczas ogłaszania wyroku sądowego (pół roku więzienia) oskarżony Kirschke wyciągnął z kieszeni rewolwer i strzelił sobie w skroń. Ale trafił w prawe ucho. Kula, która przebiła też szczękę, utknęła w lewym policzku. Ranny stracił dużo krwi, lecz przeżył.

Znacznie mniej zdołał ukraść robotnik M., który też skończył w więzieniu. Historię jego przestępstwa opisało „Echo” z lutego 1935 roku: „Stanisław M. dokonywał systematycznej kradzieży skórzanych części maszyn, które sprzedawał po 50 groszy za sztukę. Nabywcą był kupiec żydowski, którego nazwiska nie zdołano ujawnić. Kradzież wydała się i robotnik stanął przed sądem, który skazał go na miesiąc aresztu.

Dwa lata później robotnik Leon Urbanowicz vel Wielganowicz skradł cały skórzany pas transmisyjny maszyn. Karą był areszt i wyrzucenie z pracy.

 

Z wałkiem na majstra

W marcu 1929 roku sprzeczka leniwego robotnika z majstrem zakończyła się… zabójstwem. Opisał to „Express Wieczorny”: „W czasie, gdy fabryka firmy Krusche i Ender znajdowała się w pełnym ruchu, wynikła sprzeczka między majstrem Józefem Otto a robotnikiem Onufrym Młynarczykiem. Młynarczyk twierdził, że Otto umyślnie go szykanuje i chciał spowodować wydalenie z fabryki. Majster oburzył się, iż Młynarczyk bezpodstawnie go oskarża i chcąc zakończyć przykrą rozmowę, odszedł od maszyny.

W tej chwili jednak Młynarczyk porwał żelazny wałek i z całej siły uderzył majstra w głowę. Otto runął na podłogę, tracąc przytomność. Pierwszej pomocy udzielono mu w ambulatorium fabrycznym, po czym przewieziono do szpitala. Zbadany przez lekarza Otto oświadczył, że Młynarczyk kilkakrotnie groził mu śmiercią. Wieczorem wyzionął ducha”.

Nazajutrz dyrekcja firmy Krusche i Ender rozesłała do gazet informację, że Młynarczyk pracował w fabryce od ponad 20 lat, a Otto - od 30 lat.

„Zarówno zabójca, jak i zamordowany to ludzie starsi, już po pięćdziesiątce” – pisała dyrekcja. „Młynarczyk był wczoraj pijany i niedbale pracował, nie spełniając swych normalnych czynności w tkalni w oddziale krochmalarni. Otto, który nigdy nie traktował źle Młynarczyka, robił mu tylko wymówki, że nie pracuje wydajnie. Po zabójstwie Młynarczyk zachowywał się bardzo spokojnie, jak gdyby nie uświadamiał sobie skutków swego czynu. Stwierdził nawet: Majster mnie obraził, więc go uderzyłem. Czy mogłem inaczej postąpić?”.

 

Kronika wypadków

Regularnie podawano w prasie doniesienia o wypadkach podczas pracy. W maju 1913 roku „Gazata Pabjanicka” pisała: „W sobotę o ósmej rano wybuchły gazy przy oczyszczaniu kotła w fabryce Krusche i Ender. Stało się to wskutek nieostrożnego obchodzenia się z ogniem. Rozsadzony gazami kocioł zadał rany 3 robotnikom. Antoni Tosik (lat 34) ma złamanie goleni i stopy, grozi mu amputacja. Teodor Marciniec (lat 39) ma rany szarpane głowy i krwawy wylew w pachwinie.

Magazynier Jan Stejnbrener uległ oparzeniu”.

Jesienią 1935 r. „Echo” pisało: „W oddziale mieszczącym się w murach starej przędzalni wydarzył się wypadek. Oto zatrudniona tamże robotnica Kruczkowska manipulowała przy maszynie tak niefortunnie, że na nogę spadła jej metalowa bela, powodując złamanie, przy czym kość goleniowa po przebiciu skóry wyszła na wierzch”.

 

Nagrody i świetlica

Znacznie rzadziej trafiały do prasy dobre wieści z fabryki. We wrześniu 1929 roku dziennik „Echo” pisał o wyróżnieniu czworga pracowników: „Obchodzili oni półwiekowy jubileusz nieprzerwanej pracy. Są to trzej podmajstrzy przędzalni: 63-letni Mateusz Kamiński, 65-letni August Kleber, 65-letni Adolf Klumski oraz tkaczka 67-letnia Maria Krauze. Jubilaci otrzymali od delegacji oddziałów fabryk oraz od przedstawicieli wielu fabryk z Pabianic moc powinszowań, kwiatów i podarków. Zarząd firmy Krusche i Ender w dowód uznania złożył sędziwym jubilatom gratulacje.

Podmajstrzy otrzymali po 1000 zł, zaś tkaczka Krauze - 350 zł”.

Siedem lat później prasa doniosła o otwarciu świetlicy dla robotników: „Zainstalowano w niej radio, sprowadzono gazety i książki. Świetlica mieści się w budynku firmy przy ul. Pierackiego i czynna jest codziennie od 6.00 do 10.00 wieczorem. Ze świetlicy mogą korzystać wszyscy pracownicy i robotnicy zatrudnieni w oddziałach”.